Królów wokół Króla zebrało się niemało. Trzech padło na twarze, jeden zadrżał ze strachu. Trzej powrócili do domów, ten jeden z domów powyciągał matki z małymi dziećmi, żeby je pozabijać. Prawdopodobnie dlatego, że nie patrząc w niebo, nie zdołał wyczytać w gwiazdach prawdy o miłości, która usuwa lęk.
Strach zniewalający
„Czemu, okrutny Herodzie, lękiem cię Chrystus napełnia?” – pyta Kościół. I to pytanie nie jest jedynie poetycką alegorią zawartą w brewiarzowym hymnie, jak wiele innych. Brandstaetter w „Jezusie z Nazaretu” opisał wewnętrzne zmagania Heroda tak: „Mesjasz… Mesjasz… Herod doznawał zawsze uczucia nieposkromionego strachu, ilekroć rozmyślał o Mesjaszu, zwłaszcza że było to pojęcie z mgły i powietrza, bezkształtne i nieuchwytne. Można było zabić podstępnych arcykapłanów, niewierne żony, spiskujących synów, zdradzających dworzan, ale jak zabić wiarę w Mesjasza, którego nie można wtrącić do więzienia ani uchwycić rękami za gardło? Skąd ma przyjść owa nieokreślona postać? Czy przyjdzie na świat jako dziecko, normalnie się rozwijające? A może przybędzie z jakiejś dalekiej krainy – z jakiej krainy? – jako mąż dojrzały? Po czym go będzie można rozpoznać? Po jakich cechach ciała i ducha? Herod nie wierzył w zjawienie się Mesjasza, ale niepokoiła go wiara w jego przyjście. Jeżeli zatem zastanawiał się nad jego przyjściem, czynił to tylko dlatego, że chciał wczuć się w głupotę pospólstwa, w jego ciemną, burzliwą i gwałtowną wiarę i w pełni uzmysłowić sobie jej możliwości, które niezależnie z jakiego wyrastają podglebia, zawsze mogą się okazać niebezpieczne, a nawet groźne dla władzy królewskiej i losów dynastii. Dlatego nie wierząc w przyjście Mesjasza, zastanawiał się nad tym, jakim sposobem on przyjdzie na świat, i nie wierząc w możliwość jego istnienia, rozmyślał nad tym, jak będzie wyglądał, jaka będzie jego postać, jego szata i jakie będzie jego działanie w gorączkowej wyobraźni Izraela. O tę wyobraźnię przede wszystkim mu chodziło. Jak ją wyrwać z duszy Izraela, jak ją oślepić, ogłuszyć, zabić? Jak wykarczować z serc tego wierzgającego ludu śmieszną wizję Męża Bożego, Wysłannika i Zbawiciela? Jak zniszczyć urojenia o szczęśliwym czasie mesjańskim? Ręce jego poczęły drżeć. Odległe urojenie jest niebezpieczniejsze od bliskiej prawdy, bo bliską prawdę można łatwo ująć, związać i zabić, a odległe urojenie trudno uchwycić i niełatwo zniszczyć. Prawda jest cielesna, urojenie bezcielesne. Prawda jest dotykalna, urojenie – niewidzialnym powietrzem. Jak zabić powietrze? I tak, zatoczywszy szerokie koło medytacji, powrócił do punktu wyjścia swoich rozważań, którym był strach przed Mesjaszem”.
Tak, ten król był chory. I nie chodzi nawet o jakieś bliżej nieokreślone kłopoty z jelitami, o które podejrzewa go historia. Raczej o neurotyczny strach, podszyty podejrzliwością. W ostatnich latach swojego życia skazał na śmierć swoich synów: Arystobula, Aleksandra i Antypatra, a także innych co znaczniejszych oficjeli. Odległe urojenia, budzące strach większy niż urojone niebezpieczeństwa zewsząd go otaczające, przymusiły wewnętrznie tego Idumejczyka (nie był wszak Żydem), z zamiłowaniem do polowań, aby – nie mogąc dopaść nowo narodzonego króla żydowskiego – w przebiegły sposób osaczyć, dopaść i pozbawić życia każdego, kto mógł nim być. Krew malutkich Izraelitów miała zawołać z ziemi niczym krew Abla, a ofiara życia Młodzianków zapowiedzieć ofiarę tych wszystkich, którzy stanowiąc urojone niebezpieczeństwo, umrzeć będą mieli w imię spokoju tych, którzy przestraszyli się życia. „Przeraził się Herod, a z nim cała Jerozolima” – zapisał Mateusz. I choć historycznie jest to nie do obronienia, bo Herod w każdym zakątku tego świętego miasta był znienawidzony, to jednak nie o tę nienawiść ewangeliście chodziło. Raczej o tę, która 33 lata później wrzaśnie z gardeł jej mieszkańców nieposkromionym: „Ukrzyżuj go! Krew Jego na nas i na syny nasze!”. Ale to będzie już pod rządami innego Heroda, który obarczony tym samym stopniem sceptycyzmu zobaczyć będzie chciał cud; widząc go, nigdy w niego nie uwierzy, nie domyślając się nawet, że cud to największy z możliwych. Ubierze go w szaty pogardy i pośmiewiska, jak każdy, kto opierając się prawdzie i bojąc się rzekomej irracjonalności, woli zamknąć oczy.
ks. Adam Pawlaszczyk