Dobrze, że duża część Polaków ma już świadomość, iż nie należy zabijać dzieci z zespołem Downa. To jednak jeszcze nie oznacza końca eugenicznej mentalności.
19.11.2020 15:04 GOSC.PL
Do sondaży, jak wiadomo, należy podchodzić ostrożnie. W przypadku pytań o aborcję potrzeba jeszcze więcej ostrożności niż zwykle. Tutaj bardzo często ludzie posługują się sloganami: kompromis, prawo do wyboru, sama bym nie zrobiła, ale... Często też deklarują rzeczy niespójne. Mówią, że lepiej nie zmieniać ustawy, ale są przeciwko aborcji dzieci z Downem, albo chodzą na marsze i jednocześnie twierdzą, że tak generalnie to aborcja wcale im się nie podoba. Mimo tych zastrzeżeń wszystko wskazuje na to, że większość Polaków nie popiera aborcji w przypadku zespołu Downa, ale też duża część akceptuje ją w razie poważnych chorób dziecka.
Myślę, że zespół Downa został w jakimś sensie odczarowany. Do świadomości ludzi dotarło to, że człowiek z trisomią może być po prostu szczęśliwy. Nawet jeśli rozwija się wolniej od innych, nie nauczy rzeczy, które komuś bez trisomii przychodzą bez trudu i wymaga pewnej opieki, to nie oznacza to, że bez przerwy cierpi i stanowi wieczne utrapienie dla otoczenia. Ale właśnie – co w przypadku chorób, które jednak wiążą się z ciągłym bólem? Nie wiem, czy tu można mówić o zmianie nastrojów społecznych w takim sensie, w jakim zmieniają się sympatie partyjne. Rzecz jest znacznie poważniejsza niż opinie, które bada się w sondażach. Dochodzimy tu do kwestii akceptacji cierpienia. A to – niezależnie czy to cierpienie własne czy cudze – bez Boga jest niemożliwe. Odniesienie do konserwatywnych czy ogólnoludzkich wartości wiele nie pomoże, kiedy staje się naprzeciw takiej sytuacji. Tu potrzeba wielkiej wiary.
Eugeniczna mentalność jest, jak sądzę, próbą ucieczki od cierpienia. Wynika z chęci życia w świecie, w którym nie ma chorych i słabych. Źródło jest to samo w przypadku usystematyzowanej ideologii z pierwszej połowy zeszłego wieku i w przypadku zwykłej zgody na to, by cierpiących pozbawiać życia. Pokusę ucieczki od cierpienia mamy wszyscy. I myślę, że społeczne przyzwolenie na aborcję ciężko chorych dzieci jest jednym ze skutków tej pokusy.
Chcę być dobrze zrozumiany. Nie poruszam tu sprawy zakazu aborcji. Jest on potrzebny, bo daje ochronę poczętym dzieciom, nie mam co do tego wątpliwości. Mówię jednak o tym, co jest fundamentem całego sporu. A w sporze chodzi w gruncie rzeczy nie tyle o zmianę poglądów, ale o coś, co wygląda podobnie, lecz jest znacznie głębsze: o nawrócenie.
Jakub Jałowiczor