Trzeba być bardzo ostrożnym w luzowaniu obostrzeń - mówi w "Dzienniku Gazecie Prawnej" minister zdrowia Adam Niedzielski pytany, co będzie w tym roku z Bożym Narodzeniem. Dodał, że rząd nie chce popełnić błędów Czech, gdzie po wakacyjnym pełnym zliberalizowaniu zasad, problem wrócił ze zdwojoną siłą.
Adam Niedzielski był pytany w poniedziałkowym "DGP" o pojawiające się zarzuty, że raportowana liczba przypadków zakażeń koronawirusem jest regulowana odgórnie, bo wystarczy zmniejszyć liczbę testów, a tymczasem w sobotę mieliśmy rekordowe 548 zgonów.
"To dobry przypadek pokazujący, że na każde spostrzeżenie pojawia się zarzut kłamstwa. Każde słowo trzeba na wszystkie sposoby wyjaśniać, żeby nie pozostawić miejsca do tworzenia teorii spiskowych. O tym, ile mamy wykonywanych w Polsce testów, w przeważającej mierze decyduje liczba zleceń wystawianych przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Im więcej pacjentów objawowych zgłasza się do przychodni czy na teleporadę, tym więcej testów" - podkreślił minister zdrowia, pytając, gdzie tu zatem miejsce na działania jego czy rządu.
Na pytanie, czy zostaniemy "zamknięci na święta", odparł: "Byłem zwolennikiem ustalenia sztywnych kryteriów, żebyśmy wszyscy wiedzieli, co nas czeka. Ale to nie jest tak, że będziemy podejmować decyzje tylko na podstawie dziennej liczby zakażeń czy zachorowań. Przy zajętej w pełni infrastrukturze, nawet średnia liczba zachorowań dziennie - powiedzmy 10 tys. - może być sporym problemem".
Pytany, czy o lockdownie dowiemy się w Wigilię, tak jak było z cmentarzami, minister odpowiedział: "Co do Wszystkich Świętych podjęliśmy słuszną decyzję, nie mamy dziś eskalacji zakażeń. Można dyskutować oczywiście o dniu, w którym ją ogłosiliśmy, ale oceniajmy po efektach: dwa tygodnie po Wszystkich Świętych nie ma skoku zakażeń. W epidemii nie ma prostych decyzji".
Dopytywany jeszcze raz, co zatem z Bożym Narodzeniem, powiedział, że wiemy już na pewno na podstawie naszych i zagranicznych doświadczeń, że trzeba być bardzo ostrożnym w luzowaniu obostrzeń. "Czechy wiosną miały bardzo niskie wyniki zakażeń, a po wakacyjnym pełnym zliberalizowaniu zasad problem wrócił ze zdwojoną siłą. Nie chcemy popełnić tego błędu. Czy jednak wprowadzimy dodatkowe obostrzenia? Jeżeli utrzymamy stabilizację, może z lekkim spadkiem, to pozwoli na to, żeby przynajmniej utrzymać status quo" - podkreślił.
Niedzielski odniósł się także do kwestii powrotu dzieci o szkół i tego, że minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiada, że będzie to już pod koniec listopada. "Jestem z wykształcenia ekonometrykiem i całe życie siedzę w wykresach. Jednak dzisiejsza rzeczywistość wygląda tak, że żaden model prognostyczny nie okazał się w pełni skuteczny. Realnie nikt dziś odpowiedzialnie nie odpowie na pytanie o rozwój wypadków w perspektywie dłuższej niż dwutygodniowa. Są oczywiście pewne założenia i scenariusze" - zaznaczył.
Szef resortu zdrowia był również pytany o to, że dopóki nie ma szczepionek, problemem jest wydolność systemu ochrony zdrowia. "DGP" w rozmowie przypomniała, że prognoza matematyków z ICM UM mówi, że przestanie być on wydolny przy 44 tys. hospitalizacji. "Braliśmy pod uwagę te prognozy, planując obostrzenia. Według nich pik zachorowań miał przypaść na połowę listopada. Jednak dzięki restrykcjom ten scenariusz się nie realizuje. W oczywisty sposób obostrzenia zmieniają rezultaty symulacji" - odpowiedział Niedzielski.