W zasadzie istnieje tylko jedna sytuacja, w której katolik może popierać ustanowienie prawa dopuszczającego przerywanie ciąży. Mówi o niej słynny siedemdziesiąty trzeci punkt Evangelium Vitae - encykliki Jana Pawła II o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego. Czy z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia obecnie w Polsce? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
Dla katolika sprawa powinna być jasna. Oficjalne nauczanie Kościoła jest w tej kwestii jednoznaczne – każdy człowiek od początku swego życia aż do jego naturalnego końca jest wartością samą w sobie, ma niezbywalną godność niezależną od stopnia i jakości swego fizycznego, psychicznego czy intelektualnego rozwoju, a trudna sytuacja kobiet, które w sposób oczywisty powinny zostać otoczone w swym cierpieniu szczególną opieką i wsparciem, nie może być racją przemawiającą za aborcją ich nieuleczalnie chorych dzieci. Encyklika Evangelium vitae bardzo mocno podkreśla fakt, że „przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia” (Evangelium vitae, punkt 73). Jaki z tego wniosek? Między innymi taki, że nawet, jeśli system prawny danego kraju dopuszcza w określonych wypadkach aborcję, katolik nie może traktować tego jako prawa moralnie obowiązującego i podążać za możliwością, którą dają formalne zapisy. Powinien natomiast uznać takie prawo za wewnętrznie niesprawiedliwe i sprzeciwiać się temu, na co ono zezwala. Pojawia się jednak pytanie, czy katolik może takie prawo stanowić lub popierać jego ustanowienie. I choć brzmi to paradoksalnie, okazuje się, że ten sam, siedemdziesiąty trzeci punkt Evangelium vitae o takiej właśnie sytuacji wspomina.
Tekst Encykliki stawia sprawę bardzo wyraźnie: „Tak więc w wypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu” (punkt 73). Jednak, jak podaje zaraz dalej ten sam punkt Encykliki: „Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zadecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie”. Chodzi więc o sytuację, gdy wprowadzane prawo nie broni do końca życia nienarodzonych, ale mimo wszystko czyni to w większym stopniu niż prawo do tej pory obowiązujące lub alternatywne rozwiązania prawne, które próbuje się wprowadzić. Punkt siedemdziesiąty trzeci Encykliki precyzuje zatem: „W omawianej sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów”. Czy taka sytuacja ma miejsce obecnie w Polsce?
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że niezgodne z konstytucją jest przerywanie ciąży, gdy istnieje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, nie został do tej pory opublikowany w Dzienniku Ustaw. Nieopublikowany – nie niesie z sobą skutków prawnych. Znaczy to, że wciąż obowiązuje przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Jeśli aktualnie przygotowany został prezydencki projekt nowej ustawy, może zdarzyć się tak, że będzie on procedowany przed publikacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Projekt zakłada rozwiązanie kompromisowe – tym razem chroniące życie dzieci nienarodzonych ze zdiagnozowanym zespołem Downa, lecz dopuszczające aborcję w przypadku tak zwanych wad letalnych. W stosunku do ustawy z 1993 roku jest to więc krok naprzód, choć – oczywiście – dla katolików nie w pełni satysfakcjonujący. Teoretycznie, zgodnie z punktem siedemdziesiątym trzecim Evangelium vitae poparcie takiego kompromisowego projektu byłoby możliwe – poprawiałby on bowiem sytuację dzieci nienarodzonych w stosunku do faktycznie obowiązującego prawa. Pojawia się jednak pytanie, co z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego? Czy moralnie dopuszczalna jest tego rodzaju ustawodawcza gra w sytuacji, gdy jego wyrok powinien zostać niezwłocznie opublikowany? I wreszcie, czy zasady moralne nie zostały w tym momencie podporządkowane kruczkom prawnym?
Oczywiście, w sytuacji gdyby wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie został opublikowany, katolik mógłby nie poprzeć nowej ustawy kompromisowej, licząc na to, że gra na zwłokę kiedyś się skończy i mocy nabierze prawo bardziej satysfakcjonujące. A co, jeśli nie? Jeśli aktualny stan przeciągać się będzie przez tygodnie, miesiące, lata? Zważywszy na poziom emocji, masowe protesty i narastający społeczny kryzys, ani rządzący nie wydają się obecnie chętni do publikacji wyroku, ani tym bardziej ich aktualni oponenci, a w przyszłości – ewentualni polityczni następcy. Nieprzewidywalny charakter dalszego biegu zdarzeń skłania do postawienia pytania, czy nie należałoby w takiej sytuacji zadbać raczej o jak najszybszą ochronę nienarodzonych, nawet przez poparcie mniej doskonałego prawa. Istnieje również możliwość że wyrok Trybunału Konstytucyjnego zostanie jednak opublikowany przed poddaniem pod głosowanie nowej kompromisowej ustawy (jego sentencja dotyczy bowiem zapisu ustawy z 1993 roku, a nie ewentualnych późniejszych uregulowań). Wówczas – teoretycznie – ich poparcie byłoby krokiem wstecz w stosunku do zaktualizowanego prawa, zważywszy na fakt, że wydane 22 października orzeczenie implikuje pełniejszą ochroną życia nienarodzonych, niż planowane rozwiązanie kompromisowe. To jednak znów tylko teoria. W praktyce należy liczyć się z faktem, że dający o sobie znać w ostatnich tygodniach społeczny gniew – jeśli zostanie zlekceważony – może eskalować w sposób jeszcze bardziej nieprzewidywalny. Czym to się skończy dla społeczeństwa? Dla życia nienarodzonych? Trudno napisać tu jakikolwiek jednoznaczny scenariusz. Jedno jest pewne – katolik nie może zlekceważyć bolesnego faktu, że spora część społeczeństwa powiedziała zdecydowane „nie” temu rozumieniu życia ludzkiego, która stanowi podstawę chrześcijańskiej antropologii. W tym kontekście prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, Marcin Przeciszewski, odnosząc się w tekście „Czy w świetle nauczania Kościoła możliwy jest polityczny kompromis wokół aborcji?” do propozycji zawartych w prezydenckiej wersji ustawy kompromisowej, twierdzi, że jej ewentualne przyjęcie przez Parlament „przyczyniłoby się do budowania pokoju społecznego w Polsce, a przede wszystkim w sposób znaczny ograniczałoby możliwość dokonywania legalnych aborcji. Ocalonych zostałoby tą drogą co najmniej kilkaset dzieci rocznie. Ponadto propozycja prezydenta Dudy wydaje się wyczerpywać warunki postawione przez Jana Pawła II w 73 punkcie Evagelium vitae, które pozwalają świeckim katolikom na pójście taką drogą, w imię znacznego ograniczenia dokonywanego zła. Umożliwia bowiem kompromis polityczny i społeczny, bez dokonywania jakiegokolwiek kompromisu w sferze aksjologicznej”. Czy taka interpretacja jest właściwa?
W znalezieniu odpowiedzi nie pomaga postawa wielu spośród tych, którzy w naturalny sposób powinni być w tej sytuacji przewodnikami. Bardzo chciałbym, żeby zwykły katolik mógł usłyszeć ze strony kościelnych autorytetów spokojną i rzeczową odpowiedź na pytanie o faktyczną możliwość i zakres aborcyjnego kompromisu; żeby mógł się na niej oprzeć, niezależnie od tego, jaki będzie jej kształt. Zamiast tego obserwuję medialną karuzelę deklaracji, oświadczeń, wystąpień, listów i reakcji na listy, które angażują umysły i serca wielu ludzi Kościoła. Media społecznościowe są dziś sceną wzajemnej krytyki, uwag, napomnień, a nierzadko także ironii i złośliwości, którymi wzajemnie obijają się nie tylko świeccy, ale i prezbiterzy. Owszem, w dobie, gdy słowo rozchodzi się po świecie lotem błyskawicy łatwiej jest mówić niż milczeć. Nic dziwnego, że w miejsce zrównoważonej, wprowadzającej pokój refleksji górę biorą źle tonowane emocje. Czy faktycznie tego chcemy? Niestety, mam wrażenie, że wielu w ogóle nie zależy na uczciwym poszukiwaniu odpowiedzi. Wolą raczej utwierdzać się w przekonaniu, że to inni się mylą. W sumie to nawet ich rozumiem. W końcu większość z nas może pozwolić sobie na komfortowy spokój radykalnego sumienia – przecież ostatecznie nie my będziemy głosować nad ewentualnymi kompromisami. Możemy więc wygodnie rozsiąść się przed ekranem komputera, siarczyście potępić aborcjonistów i kolaborantów, którzy chcą z nimi paktować, wyrzucić ich wszystkich z grona facebookowych znajomych lub odwrócić się do nich plecami na ulicy. W końcu za święte oburzenie też można otrzymać nagrodę – przynajmniej od samego siebie, w swej własnej głowie. Dziś jednak mnie osobiście nie buduje postawa tych, którzy znają rozwiązanie zanim jeszcze problem zostanie nazwany i dopuszczają tylko taką wizję ochrony życia, która pasuje do ich płaskiej, jednowymiarowej pewności. W sposób oczywisty zupełnie nie po drodze mi także z hasłami i postulatami wykrzykiwanymi pod sztandarem czerwonej błyskawicy. Dziś szczególnie myślę o tych, którzy są rozdarci i złamani, którzy cierpią, bo ze wszystkich sił pragną bronić nienarodzonych, a jednocześnie czują całą złożoność nabrzmiałej społecznie i moralnie sytuacji; oni zdają sobie sprawę z tego, że bezkompromisowe „wyp…dalać” wykrzykiwane pod murami kościołów to również jasny komunikat skierowany do chrześcijan: wasze wartości już nie kształtują naszej rzeczywistości. Często taki komunikat wysyłają dzieci, które właśnie oprotestowują to, co najcenniejsze dla ich rodziców, bo poczuły kuszący smak społecznej zachęty do porzucenie Kościoła; często, paradoksalnie słychać go również z ust samych chrześcijan. Jestem przekonany, że Bóg sprzyja dziś tym, którzy z poczuciem odpowiedzialności niosą w sobie ból tej sytuacji; którzy czują cierpienie Kościoła. Ich wrażliwość jest dla mnie nadzieją na to, że Kościół w Polsce odnajdzie właściwy balans i między najgłębszymi, płynącymi z Bożego prawa racjami, a dobrem wspólnym, które chcąc nie chcąc współtworzymy, będąc dziś coraz bardziej w mniejszości. Obyśmy w tej sytuacji zdołali jak najpełniej chronić życie, a jeśli nie – obyśmy z mądrością potrafili się z tym zmierzyć.
Aleksander Bańka