Dlaczego?

Prawo do życia ludzi nienarodzonych jest dobrze uzasadnionym twierdzeniem filozofii. Dlaczego więc budzi tyle sprzeciwu? Dlaczego pod hasłem rzekomej niezgodności tego prawa z prawami kobiet można wywołać rewoltę?

Klasyczna obrona prawa do życia dzieci nienarodzonych opiera się na dwóch przesłankach. Po pierwsze, po zakończeniu procesu poczęcia mamy do czynienia z zaczątkiem nowego organizmu ludzkiego, który jest różny od organizmu rodziców. Po drugie, prawo do życia ma każdy organizm ludzki, na każdym etapie swego rozwoju. We współczesnej literaturze filozoficznej pierwszą przesłankę kwestionuje się dość rzadko. Częściej neguje się drugą, mówiąc, że nie każdy ludzki organizm i nie zawsze przejawia właściwości bycia osobą, czyli rozumność i wolność. Rzecz w tym jednak, że jeśli na serio potraktować ten zarzut, to prawa do życia powinniśmy pozbawić wielu ludzi już narodzonych, a innym odmówilibyśmy szansy osiągnięcia stanu, w którym będą przejawiać cechy osoby. Inna sprawa, że rozumność i wolność może występować w różnym stopniu. A chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się dziś wprost głosić selekcjonowania do życia w zależności na przykład od ilorazu inteligencji lub poziomu tężyzny fizycznej.

Skoro, jak widać, prawo do życia ludzi nienarodzonych jest dobrze uzasadnione, dlaczego jest tak kontestowane? Zrozumiałem to, oglądając w prywatnej telewizji „transmisję” z młodzieżowej rewolty proaborcyjnej. Usłyszałem wtedy komentarz zaangażowanego sprawozdawcy: „Oto narodzone wyszły w obronie swych praw. Dotąd wmawiano im, że liczą się tylko prawa abstrakcyjnych nienarodzonych”. Nie warto się skupiać na manipulacyjnym charakterze tych słów. Wiadomo przecież, że w obronie nienarodzonych nie chodzi o przedkładanie ich praw nad prawa innych osób, lecz o przypomnienie, że ich życie jest tak samo ważne, jak życie każdego innego człowieka. Słowa te jednak zdradzają coś, na co należy zwrócić uwagę.

Otóż – powiedziałby „obrońca kobiet” – zachodzi asymetria między niezabiciem człowieka na ulicy a niezabiciem nienarodzonego. Pierwsze w zasadzie nic nas nie kosztuje i nie wymaga żadnego wysiłku, wystarczy przejść obok innej osoby. Drugie – przeciwnie. Poczęte dziecko trzeba donosić, urodzić oraz (jeśli nie zostanie adoptowane) pielęgnować i wychować. To wszystko wymaga trudu, a nawet cierpienia – w niektórych przypadkach wielkiego. Prawa kobiet mają być w tym sensie naruszane, że nakazuje się im przyjąć ten trud lub cierpienie.

Większość współczesnej literatury proaborcyjnej opiera się właśnie na tym argumencie. Jego założeniem jest to, że my, narodzeni, mamy przede wszystkim prawa, a nie obowiązki. W tym ujęciu prawo do życia nienarodzonych blednie, gdy wchodzi w konflikt z naszym prawem do wolności wyboru, komfortu lub świętego spokoju.

Mówi się, że myślenie proaborcyjne jest przejawem „cywilizacji śmierci”. To prawda, ale śmierć jest tu raczej skutkiem, a nie przyczyną. Przyczyną jest po prostu egoizm – egoizm w potrójnym znaczeniu. Egoizm jako przekonanie, że każda i każdy z nas jest przede wszystkim wolną jednostką, a nie uczestnikiem wspólnot, z którymi łączą nas naturalne więzi. Egoizm jako myślenie, że definiują nas głównie nasze prawa, a nie obowiązki względem innych. Egoizm jako postawa wygodnictwa.

Czy da się zadekretować altruizm? Czy da się skłonić ludzi do życia w kategoriach wspólnoty, obowiązku i ofiarności? Nie wiem. Wiem tylko, że jeśli nie będziemy nad tym pracować – począwszy od świadectwa w domu, a skończywszy na mądrym ustawodawstwie – to z biegiem czasu okaże się, że mniej ważni staną się nie tylko nienarodzeni, ale także wszyscy, których pielęgnacja wymaga wyrzeczeń. Jednak tego nie da się wytłumaczyć na ulicy, wśród okrzyków i przekleństw.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak