Maseczki i szczepionki to faszyzm, a śmierć jednej osoby na tysiące z czerwoną opaską to po chrześcijańsku?

W mediach chrześcijańskich pojawiają się opinie, że to, co dzieje się wokół COVID-19, to spisek lub nawet że sam COVID-19 to "plandemia".

Obecne rozwiązania są krytykowane. Krytyka może być konstruktywna, jeśli idzie za nią lepsze rozwiązanie niż obecne.

Za tworzenie pomysłu lepszego ma odpowiadać np. pan Krzysztof Szczawiński, którego rozwiązanie jest dyskutowane w TVP czy TV Trwam, być może bez znajomości, co się za nim kryje, bo dokładniejszy opis pomysłu szokuje. Oto fragment wywiadu z  Panem Szczawińskim:

„Następnie poprosilibyśmy, żeby około 20 proc. populacji się zdeklarowało jako młodzi, zdrowi, prawdopodobni super rozsiewacze, którzy są chętni, żeby się zarazić (włącznie z tymi, którzy z nimi mieszkają). Młodzi nie tylko rozprzestrzeniają wirusa częściej niż inni, ale przede wszystkim mają o wiele niższe ryzyko śmierci czy też hospitalizacji. Dajemy im czerwoną opaskę i zachęcamy do tego, by się infekowali, żyjąc tak, jak przed pandemią lub wręcz kontaktując się intensywniej. Osoby z tej grupy uzyskałaby odporność właśnie w ciągu dwóch miesięcy i stałyby się naszymi bohaterami. Uprzedzając pytanie: tak, niektórzy z nich mogliby umrzeć, ale dane pokazują, że byłoby to znacząco poniżej jednej osoby na tysiąc."

Wśród chrześcijan pojawiają się antyszczepionkowcy, którym przeszkadza, że pojawiają się nie przypadki śmiertelne, ale powikłania raz na 100 tysięcy osób albo nawet milion.

Maseczki to kagańce. Tymczasem czerwone opaski nie. Twierdzenie, że te osoby z czerwonymi opaskami - celowo zakażone, będące superroznosicielami - mogłyby funkcjonować w społeczeństwie, to - delikatnie rzecz ujmując - fikcja. Formułowanie takich propozycji przez środowiska, które sprzeciwiają się eugenice, zastanawia.

W dzisiejszych czasach nie ma w zasadzie  zgody na tworzenie szczepionek po zastosowaniu których osoba zaszczepiona będzie zakażać patogenem zawartym w szczepionce. Natomiast w powyższym planie jest coś takiego zaproponowane. Gdyby po szczepieniu część zaszczepionych - np. jedna osoba ma 100 tysięcy - umarłaby i jeszcze zaszczepieni mogliby zakażać (wg pana Szczawińskiego będą to superrozsiewacze), okrzyknięto by takiego zwolennika szczepień mordercą albo chociaż przestępcą. Tymczasem tutaj byłaby to propozycja konstruktywna?

Niektóre media twierdzą, że COVID-19 jest tak samo śmiertelny, jak grypa. Tymczasem popełnia się tu co najmniej błąd myślowy. Porównuje się śmiertelność grypy wśród osób z objawami do śmiertelności wśród wszystkich zakażonych COVID-19. Czy ci, którzy tworzą to porównanie, zapomnieli że w przypadku grypy bezobjawowej nosicieli jest około trzy razy więcej niż objawowych? Dlaczego porównują śmiertelność w zupełnie innych grupach?

COVID-19 ujawnił, że budujemy wieżę Babel. Mówimy niby tym samym językiem, używamy tych samych pojęć, ale nie rozumiemy tak samo chociażby słowa "śmiertelność".

Brak wiedzy naukowej jest codziennością. Tymczasem - jak zauważa ksiądz Michał Heller - naukowcy muszą być pomostowymi. Pomostowymi pomiędzy nauką i wiarą.

- Nie wystarczy, by byli to światli teologowie lub filozofowie, którzy się wyspecjalizowali w zagadnieniu „nauka a wiara”. To muszą być ludzie Kościoła, którzy sami twórczo uprawiają naukę. Jeden duchowny, ks. Georges Lemaître, współtwórca współczesnej kosmologii relatywistycznej, więcej zdziałał w sprawie „nauka a wiara” niż dziesiątki teologów, którzy pisywali tomy na ten temat - zauważył ks. prof. Heller.

Nie twierdzę, że wiemy wszystko o COVID-19. Nie twierdzę że mamy optymalną strategię rozwiązywania problemu. Uczymy się. Jak pisał Camus w "Dżumie", a miał zapewne również na myśli zarazy społeczne, o których katolicy, a nawet koronasceptycy mówią szczególnie chętnie: "Trzeba tylko iść naprzód, w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze. Jeśli zaś idzie o resztę, trwać i zdać się na Boga". 

COVID-19 to zjawisko, które  wiele mówi o naszej kondycji - jak każdy kryzys. W mojej najbliższej rodzinie wiele osób straciło pracę lub ma poważne problemy z powodu tzw. lockdownów.  Widzę, że niektórzy wykorzystują sytuację i nie wykonują swojej pracy, uciekając w COVID-19. W jakimś sensie rozumiem ból ludzi zawiedzionych. Rozumiem że niekiedy w przypadku maseczek występuje typowe przeniesienie psychologiczne (bijemy kogoś, bo zupa jest niby za słona, a tak naprawdę mamy większy problem), a może nawet u kogoś występuje już stres pourazowy. Dwieście tysięcy osób na kwarantannie to ponura liczba. Rozumiem, że część ludzi odwraca się od nauki i medycyny.

Jeśli ktoś jednak uważa, że nauka zawiodła czy że rozum zawiódł i że został tylko Bóg, (co nie jest do końca zgodne z „Fides et ratio”), to niech pozostanie wtedy konsekwentny. Niech nie próbuje nazywać rozwiązań pseudonaukowych naukowymi.

Można więc widzieć to jako bardzo skomplikowane, ale potem sprowadza się to do szczegółu zwykłej maseczki. Maseczki nie mogą być problemem dla większości, która nie ma stresu pourazowego czy chorób. Czy to kaganiec? Czy to faszyzm? Coraz łatwiej używamy słów "faszysta" czy "bohater". Zupełnie tracą one pierwotny sens.

Przez 25 lat mojej pracy nigdy mi do głowy nie przyszło, że nosiłem jakiś kaganiec. To była prostsza część mojej pracy. Używającym jednak współczesnej retoryki czy frazeologii, która według mnie coraz częściej nie przystaje do rzeczywistości, zacytuję słowa, które może trafią do kogoś, kto uważa że maseczka to kaganiec, chociaż jestem pewien, że Jan Paweł II miał na myśli brzemiona cięższe niż maseczka:

- "Jeden drugiego brzemiona noście” – to zwięzłe zdanie apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy brzemię dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności. Nie może być program walki ponad programem solidarności. Inaczej rosną zbyt ciężkie brzemiona. I rozkład tych brzemion narasta w sposób nieproporcjonalny. Gorzej jeszcze: gdy mówi się: naprzód „walka” – choćby w znaczeniu walki klas – to bardzo łatwo drugi czy drudzy pozostają na polu społecznym przede wszystkim jako wrogowie. Jako ci, których trzeba zwalczyć, których trzeba zniszczyć. Nie jako ci, z którymi trzeba szukać porozumienia – z którymi wspólnie należy obmyślać, jak dźwigać brzemiona. „Jeden drugiego brzemiona noście”.

Autor prof. dr hab. Piotr Rieske jest biotechnologiem, analitykiem medycznym, kierownikiem Zakładu Biologii Nowotworów Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Rieske