Wybuch epidemii koronawirusa był wstrząsem, który uruchomił nowe procesy w polskim społeczeństwie. Antypandemiczne restrykcje mocno wpłynęły na przeżywane wspólnotowo praktyki religijne. Ograniczając swobodę organizowania duszpasterstwa, epidemia wzmocniła też obserwowany od 20 lat proces zanikania więzi z parafiami, a przy tym stworzyła zagrożenie dla ich finansowej płynności. Z drugiej strony, pandemia zmotywowała Polaków do skupienia się na relacjach rodzinnych – zauważa ks. dr Wojciech Sadłoń, dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w udostępnionej KAI analizie „Polski katolicyzm wobec epidemii koronawirusa”.
Epidemia wtłoczyła przede wszystkim życie parafialne w swoisty gorset. Ograniczając swobodę interakcji oraz organizowania duszpasterstwa, niejako wzmocniła obserwowany od roku 2000 proces zanikania więzi z parafią. W dalszej perspektywie, epidemia bez wątpienia ograniczy swobodę prowadzenia wizyty duszpasterskiej, czyli tzw. kolędy, która stanowiła istotny przejaw budowania więzi z parafią szczególnie w społecznościach wiejskich. Przykładowo w 2006 r. jedynie 2% badanych mieszkańców diecezji radomskiej deklarowała, że nie przyjmuje kolędy. W diecezji bydgoskiej w 2008 aż 83% mieszkańców deklarowała, że przyjmuje księdza ,,po kolędzie” co roku. Epidemia ogranicza nagromadzony wokół parafii kapitał społeczny. Już wcześniej miał on charakter przede wszystkim „wsobny” (bonding), czyli w pewnym sensie zamknięty, nie zaś „pomostowy” (bridging), który byłby w stanie łączyć ludność ponad podziałami społecznymi. Epidemia mocno ogranicza tzw. behawioralną więź katolików ze swoją parafią, która szczególnie na wsi stanowiła istotny aspekt funkcjonowania społeczności lokalnej. Ograniczenie interakcji w parafii stwarza również zagrożenie dla finansowej płynności parafii, bowiem jej przychody opierają się w zdecydowanej części na dobrowolnych ofiarach wiernych, w tym za sprawowane sakramenty.
Z duszpasterskich zapisków
Jak wynika z zapisków osób prowadzących dzienniki, epidemia wzbudziła poczucie niepokoju wśród duszpasterzy w parafiach. Zrodziło się przekonanie o wyjątkowości sytuacji. Szczególnie świadomość przeżywania zbliżających się Świąt Wielkanocnych w rygorze sanitarnym budziła szczególnie emocje. Księża z lękiem obserwowali, jak bardzo wierni ograniczyli przychodzenie do kościoła. W zapiskach duszpasterzy przebija się zdziwienie, że na Mszę św. przychodzą niemal wyłącznie osoby, które zamówiły intencję, a czasem nawet i one się nie zjawiają. W późniejszym czasie duszpasterze zaczęli dostrzegać, że do kościoła chodzą osoby najbardziej zaangażowane. W miastach troską duszpasterzy było również zapewnienie, aby w kościele nie przebywało więcej osób niż określają to przepisy. Dlatego np. kościelny po prostu zamykał drzwi świątyni, gdy w kościele znalazła się już dopuszczalna liczba osób. Zdziwienie budziło również wymaganie noszenia maseczki w kościele, o czym świadczy poniższa wypowiedź zapisana 16 kwietnia w dzienniku duszpasterza z archidiecezji łódzkiej:
„To naprawdę przedziwne, że trzeba jednak nosić te maseczki. Nie jest to ani specjalnie wygodne, ani komfortowe. Poza tym, w przestrzeni sakralnej wygląda to doprawdy dziwnie. A przecież trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że nikt dzisiaj nie umie przewidzieć, jak długo będzie trzeba je na sobie mieć... Musimy się jednak podporządkować”.
Relacje księży z wiejskich parafii wskazują na znacznie większy spokój i opanowanie, z czym kontrastuje zmęczenie i chaos panujący w miastach. Świadczy o tym przykładowo krótka charakterystyka poszczególnych wydarzeń w życia duszpasterza wiejskiej parafii z diecezji tarnowskiej:
“Po Jutrzni idę do sklepu po pieczywo. Sklep blisko naszego domu 2 min. na pieszo. W sklepie obecni tylko właściciele, pan N z żoną oraz jedna pani kupująca przede mną. Krótka rozmowa z panem N, który stwierdza że inne to będą Święta w tym roku”. (10.04. 2020 r., duszpasterz z diecezji tarnowskiej, parafia wiejska).
Ks. dr Wojciech Sadłoń, Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego