W 1954 r. ukazała się powieść, uznana za jedną ze stu najważniejszych powieści XX wieku.
Napisał ją laureat nagrody Nobla William Golding. Nosi tytuł „Władca much”. Opowiada o katastrofie samolotowej, z której cało wychodzą dzieci z angielskiego chóru szkolnego i trafiają potem na bezludną wyspę. Muszą przeżyć w stanie natury, bez dorosłych. Dziecięce igraszki wnet przeobrażają się w kłótnie o władzę. Grupa podzieliła się na dwa obozy: łowców i zwierzynę. Porządek stworzony przez dzieci został zorganizowany wokół wymyślonego przez nich bóstwa. Był nim łeb wieprza zatknięty na pionowym palu. Nadano mu nazwę „Władca Much” – po hebrajsku Belzebub. Wśród chłopców narastają gniew, przemoc, donosicielstwo, egoizm, strach. Posuwają się do brutalności i tortur. Bez dorosłych, nauczycieli, duchownych, rodziców mogą robić, co chcą. Wymyślony przez nich obrzęd kończy się zabójstwem jednego z nich. Wreszcie przybywa statek i ratunek. Powieść miała pokazać, jak gwałtowna i bezwzględna jest ludzka natura, o ile nie ograniczy jej ucywilizowane społeczeństwo. Można też dopatrzeć się w niej refleksji na temat tego, jak może wyglądać społeczeństwo bez Chrystusa, bez Kościoła. Bez przykazań, Ewangelii, łaski ludzie wytwarzają zło. Uwalniając się od Boga, pierwszego przykazania, człowiek zbuduje sobie idola – władcę much – który go popchnie w stronę katastrofy. Św. Jan Vianney mówił: „Pozbawcie jakąś miejscowość kapłana i Eucharystii, a za jedno pokolenie odnajdziecie tam ludzi składających bożkom krwawe ofiary”.
Do zdarzenia podobnego do tego z powieści doszło w 1965 r. Sześciu chłopców w wieku od 13 do 16 lat ukradło łódź i ruszyło w nieznane. Porwani przez burzę zostali wyrzuceni na wyspę Ata. Udało się im tam przeżyć przez piętnaście miesięcy, aż dostrzegł ich przepływający statek. Chłopcy podzielili się obowiązkami w założonym przez siebie ogrodzie i kuchni. Każdy dzień zaczynali śpiewem i modlitwą. Dbali o rannego. Historia podobna do opisanej przez Goldinga, lecz zakończona w odmienny sposób. Golding oszukiwał się, myśląc, że człowieka od zła ratuje cywilizacja i dobra polityka. W historii chłopców z 1965 r. jest jeden znaczący szczegół: wszyscy byli katolikami, uczniami katolickiej szkoły. Nawet w skrajnych warunkach bezludnej wyspy nie zapomnieli o Chrystusie. Ten „mały” detal przesądził o wszystkim. „I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi”. Diabeł nienawidzi krucyfiksu i przekazu wiary. Zrobi wszystko, by je wyeliminować z naszego nowoczesnego, oświeconego i wygodnego społeczeństwa. Bo stawką jest to, kto nad nami zapanuje: zmartwychwstały Dobry Pasterz czy demoniczny władca much? •
ks. Robert Skrzypczak