Myśl wyrachowana: Zamiast ogłaszać, co ktoś chciał powiedzieć, lepiej sprawdzić, co powiedział.
Papież Franciszek w tweecie na ustanowiony przez ONZ Międzynarodowy Dzień Upamiętniający Ofiary Aktów Przemocy ze względu na Religię lub Wyznanie napisał: „Bóg nie potrzebuje być przez nikogo broniony i nie chce, aby Jego imię było używane do terroryzowania ludzi. Proszę wszystkich o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy, ekstremizmu i ślepego fanatyzmu”.
Czy coś się nie zgadza? Coś tu nie pasuje do ducha Ewangelii? Nie, w tym, co papież mówi, wszystko jest okej. Problem w tym, co papież myśli. A dokładniej – co odbiorcy jego słów myślą, że on myśli.
Zaraz więc licznie zgłosili się tacy, co w myślach papieża odnaleźli siebie – czyli przedstawiciele stworzonej niedawno kategorii społecznej pod nazwą „LGBT”. Ludzie ci uwielbiają być ofiarami religijnego terroru, ale koniecznie katolickiego, bo islamski boli. Co prawda przykładów nie potrafią wskazać w realu, potrafią za to w każdym serialu. No i terroryzują katolików, żeby w końcu któryś wyszedł z takiego serialu i palnął kogoś na serio.
Z drugiej strony ustawił się front katolików przekonanych, że papież rzeczywiście o tamtych myślał – i za to na niego oburzonych. Ich przekonanie wzmagają fałszywki, jakich pełno w internecie. Sam dostaję takie od zbulwersowanych wierzących. Na przykład zdjęcie przedstawiające papieża wymachującego tęczową flagą przysłali mi zgorszeni ludzie już kilka razy. Z daleka było widać, że to ordynarny fotomontaż – ale oni nie zauważyli. Łatwo też było znaleźć w sieci oryginał tego zdjęcia: papież w rzeczywistości machał flagą chilijską – ale oni nie poszukali. Bez problemu da się też dotrzeć do wypowiedzi papieża, w których jednoznacznie i nawet ostrzej niż poprzednicy piętnuje propagandę ideologii gender – ale oni nigdzie nie dotarli. Nie chcieli dotrzeć, bo przypisują papieżowi złą wolę.
I to jest sedno problemu. Bo co innego krytyka, a co innego zarzut celowego szkodnictwa. Stąd już o krok do rozłamu – czyli do spełnienia scenariusza marzeń nieprzyjaciół Kościoła.
Żal patrzeć, jak autentycznie zatroskani o Kościół katolicy dają się zaprzęgać przez cwaniaków do niszczenia tegoż Kościoła. Tamci wrzucają do sieci dowolną bzdurę, a jej darmowym kolportażem zajmują się już sami wierni. Odbiorcy nie sprawdzają, jak jest naprawdę – scenariusz totalnego zamętu jakoś ich kręci, bo potwierdza głoszone teorie o końcu czasów. Bo wtedy ma być chaos, prawda? No więc proszę: jest. A jak nie ma, to zaraz będzie, już się o to sami katolicy postarają.•
Franciszek Kucharczak