Historia Polski w papieskiej kaplicy

Jak motyw Bitwy Warszawskiej znalazł się na fresku w papieskiej kaplicy w Castel Gandolfo?

Jest 22 stycznia 1997 roku. Obiad na Watykanie. Przy stole: Jan Paweł II, biograf papieski George Weigel i dwaj późniejsi kardynałowie – bp Ryłko oraz ks. Dziwisz. Weigel pyta, czy drugie imię – Józef – papież otrzymał na cześć marszałka Piłsudskiego. „A może na cześć Franciszka Józefa?” – rzuca ni to przyjaźnie, ni to zaczepnie ks. Dziwisz. Wspomnienie marszałka wystarcza jednak, żeby Weigel zainteresował uczestników obiadu recenzowanym właśnie przez siebie tomem korespondencji Lenina. W jednym z listów przywódca bolszewików skarży się, że zwycięstwo Piłsudskiego w 1920 r. „było straszliwą klęską i stratą dla światowego komunizmu”. Jan Paweł II zauważa: dobrze, że wreszcie docenia się znaczenie Bitwy Warszawskiej dla historii świata. W rozmowie pojawia się teraz postać nuncjusza Achillesa Rattiego, późniejszego papieża Piusa XI, który jako jeden z nielicznych dyplomatów nie opuścił wtedy stolicy. To właśnie on nakazał namalowanie na ścianach kaplicy w Castel Gandolfo dwóch fresków przedstawiających obronę Jasnej Góry i Bitwę Warszawską. Na pierwszym widnieje ojciec Kordecki, na drugim – ks. Ignacy Skorupka na polu bitewnym pod Radzyminem. Któryś z kolejnych papieży polecił zakryć malowidła tkaninami i dopiero Jan Paweł II kazał je odsłonić. Biskup Ryłko: „Po prostu czekały na papieża Polaka”. Na to Ojciec Święty: mają „wielką wartość, gdyż przedstawiają księży stających w obronie ludu przed tyranem”.

Wracam na to miejsce

Relację z tego obiadu i towarzyszącej mu rozmowy zaczerpnąłem z wydanych w ubiegłym roku „Lekcji nadziei” George’a Weigla. Autor odsłania w tej książce sporo szczegółów ze swojej pracy nad biografią Jana Pawła „Świadek nadziei”. W 2012 r. biografia została uzupełniona suplementem „Kres i początek”. W obu publikacjach Weigel przyznaje Cudowi nad Wisłą kluczowe znaczenie dla historii Europy i biografii papieża Polaka. Niewątpliwie miała na to wpływ data urodzin Ojca Świętego. Ale nie tylko. Także sposób, w jaki oceniał tamte wydarzenia.

„Ciągle wracam na to miejsce” – wyznał papież 15 sierpnia 1999 r. w Castel Gandolfo, niedługo po wizycie w Radzyminie. „Wśród wszystkich miejsc, które dane mi było nawiedzić w Polsce w czerwcu, w szczególny sposób zapadł mi w serce Radzymin (…). Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego Cudu nad Wisłą. Jest głęboko to wydarzenie, ten dzień wpisany w moją historię osobistą, w historię nas wszystkich”. I w Radzyminie, i potem w Warszawie-Pradze, przed katedrą św. Floriana, papież podkreślał, że jako urodzony w tym samym roku czuje się dłużnikiem tamtych ludzi: marszałka, generałów, oficerów, żołnierzy. W ten sposób uczy nas pytać, kim byśmy byli, gdyby nie było ofiary tamtych bohaterów. Jak potoczyłyby się jego losy i losy nas wszystkich? Jaka byłaby historia Polski, Europy? „Oszałamiające zwycięstwo Piłsudskiego – napisze Weigel – oznaczało między innymi, że Karol Wojtyła będzie wzrastał jako wolny człowiek w wolnej Polsce, członek pierwszej generacji Polaków urodzonych w wolności po 150 latach. To doświadczenie, którego nigdy nie zapomni, stało się częścią fundamentu, na podstawie którego on także będzie zmieniał historię dwudziestego stulecia”. Gdyby nie było Lwowa, Radzymina, Płocka i Wilna, Cudu nad Wisłą, nie byłoby tamtego pierwszego pokolenia ludzi wolnych, którzy tak bardzo swoją wolność cenili, nie byłoby ludzi szanujących hart ducha, ludzi zjednoczonych wokół najświętszych wartości, czasem nazbyt patetycznych, ale równie sprawnie, z kulturą chłodzących dziwactwa patosu, nie byłoby bohaterów powstańczej Warszawy i żołnierzy wyklętych.

W homilii przed katedrą św. Floriana Jan Paweł II przypomniał, że „o wielkim Cudzie nad Wisłą przez całe lata trwała zmowa milczenia”. Znamiennym przykładem tej zmowy jest to, że gdy w 1982 roku „Tygodnik Powszechny” opublikował notę biograficzną po śmierci J.H. Rosena, autora fresków w kaplicy w Castel Gandolfo, cenzura nie wyraziła zgody na zamieszczenie w tekście tytułu malowidła „Bitwa Warszawska 1920 r.”. Ta zmowa milczenia przybierała wręcz postać kłamstwa założycielskiego PRL-u, podobnego do zmowy milczenia o Katyniu.

Ojciec Święty nie odwoływał się w swoich homiliach czy wspomnieniach do interwencji Maryi bądź wspomnień rosyjskich żołnierzy, którzy mieli widzieć Jej postać nad polami Ossowa. Rzecz wyjaśniał inaczej: „Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny, i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą”. I łączył to zwycięstwo z żarliwą modlitwą narodową, którą w Warszawie, na Jasnej Górze i tylu, tylu innych miejscach było poprzedzone. Bóg wysłuchał modlitwy, a wojsko zrobiło swoje.

Świadectwo nuncjusza Rattiego

Freski z kaplicy w Castel Gandolfo przedstawiają „księży stających w obronie ludu przed tyranem”. Katolicki ksiądz ma powstrzymywać się od czynnego udziału w polityce. Gdy jednak historii przytrafia się kolejny tyran, ma obowiązek podnosić prorocki głos – być z ludem i stawać w obronie ludu. Jak Kordecki i Ignacy Skorupka. Jak wiele lat później Jerzy Popiełuszko.

Freski w Castel Gandolfo rzeczywiście zamówił papież Pius XI, Achilles Ratti, znakomity historyk, archiwista i… alpinista, a dla nas pierwszy nuncjusz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po latach zaborów. 28 października 1919 roku otrzymał w archikatedrze warszawskiej sakrę biskupią, której udzielił mu abp Aleksander Kakowski. Arcybiskup Ratti powiedział wtedy: „Konsekrowany jestem na polskiej ziemi, przez Polaka, uważać się odtąd będę za polskiego biskupa i słowu temu wierny pozostanę”. Kiedy bolszewicka nawałnica zbliżała się do Warszawy, nie opuścił jej, wizytował z abp. Kakowskim żołnierzy na przedpolach stolicy, uczestniczył w błagalnych modlitwach, wspierał słowem. A gdy wróg został odparty, na początku czerwca 1921 roku, uroczyście żegnany, opuścił Polskę. Jeszcze w tym samym miesiącu Benedykt XV mianował go arcybiskupem Mediolanu i kardynałem, a na początku 1922 roku kard. Achilles Ratti został wybrany na papieża.

Polski nie zapomniał. „Lata spędzone u was – mówił w 1924 roku – pozwoliły nam poznać naocznie pierwsze zapały waszego odrodzenia i porywy do życia, następnie trudności, niebezpieczeństwa, walki, rozterki i bohaterstwa, gdy w tych na zawsze okrytych chwałą dniach przed świętem Wniebowzięcia Matki Boskiej (…) na brzegach waszej cichej Wisły odbył się ten cudowny bój między aniołem życia i aniołem śmieci, w którym najsłodsza Królowa Korony Polskiej z Jasnej Góry (…) raczyła natchnąć czynem męczeńskim księdza Skorupkę i jego młodocianych towarzyszy dla zbawienia Polski i zbawienia Europy”. Gdy w 1929 r., na mocy traktatu laterańskiego zawartego pomiędzy Włochami a Stolicą Apostolską, rezydencja w Castel Gandolfo została przywrócona papieżowi, Pius XI kazał umieścić w ołtarzu głównym tamtejszej kaplicy obraz Matki Bożej Częstochowskiej, ofiarowany przez Episkopat Polski na zakończenie jego misji, a także zlecił namalowanie na ścianach bocznych wspomnianych fresków.

Bitwa według Rosena

Dzieł tych dokonał Jan Henryk Rosen (1891–1982). Pochodził z zamożnej rodziny żydowskiej, która bodaj jeszcze w XIX w. przeszła na luteranizm (sam Rosen został katolikiem w 1903 r.). W 1894 r. Rosenowie przenieśli się na Zachód. Przez jakiś czas Jan Henryk studiował na Uniwersytecie w Lozannie, a potem na paryskiej Sorbonie. Rysunku i malarstwa uczył się od ojca, znanego malarza batalisty. Kształcił się również w zakresie mozaikarstwa. Podczas I wojny światowej walczył w armii francuskiej, m.in. w bitwach pod Ypres i Sommą, a później brał udział w formowaniu wojska polskiego. Po powrocie do kraju zasłynął jako twórca polichromii katedry ormiańskiej we Lwowie (1925–1929).

W 1933 roku otrzymał zamówienie na freski w Castel Gandolfo. Jak wykazała Joanna Wolańska, zamówienie sfinansował Giuseppe Toeplitz, długoletni dyrektor Banca Commerciale Italiana, a rodzina Toeplitzów przyczyniła się do tego, że właśnie Rosen je otrzymał (zachował się list rekomendujący artystę). Ktoś inny twierdzi, że malarza polecił papieżowi arcybiskup ormiański Lwowa Józef Teodorowicz, który wcześniej zaprosił Rosena do ozdobienia katedry. Jedno oczywiście nie wyklucza drugiego.

Wybór obu tematów miał być dziełem Piusa XI, który w sierpniu 1933 r. długo dyskutował z artystą nad przedstawionymi przez niego projektami. Fresk „Bitwa Warszawska 1920 r.” Rosen umieścił po prawej stronie, patrząc od ołtarza. Głównym jego motywem jest atak oddziału ochotników z Legii Akademickiej, których podrywa do boju ks. Ignacy Skorupka. Przedstawiony niezwykle ekspresyjnie młody jasnowłosy kapłan, w sutannie, prostej, długiej komży i fioletowej stule, w prawej dłoni trzyma wysoko uniesiony metalowy krucyfiks, lewą wskazuje kierunek ataku. To nie jest ani tyraliera, ani inny zorganizowany szyk wojskowy – jedenastu, dwunastu żołnierzy w zbitej gromadzie podąża za swoim kapelanem. Jeden mocno dzierży w dłoni czerwony sztandar z białym orłem w koronie, inny trąbką daje sygnał do ataku, jeszcze inny – na pierwszym planie – leży martwy. Mgła, niby nimb, otula kapłana i wyruszających za nim w bój żołnierzy. W tle biały kościół, jakaś palisada z gałęzi, łąka, kilka drzew…

Papieżem, który kazał zakryć freski, był podobno Paweł VI. Na początku pontyfikatu Jana Pawła II zostały odsłonięte i odnowione, a w 1980 r. w kaplicy zawisł obraz „Św. Stanisław”, jedno z ostatnich dzieł Jana Henryka Rosena. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Henryk Seweryniak