Prymas umiał rozróżnić każde stworzenie, każdy liść, kwiat. Cały świat był dla niego światem Bożym.
O kardynale Wyszyńskim pisałam wprawdzie przed tygodniem, jednak niedawna śmierć jego kapelana, ks. Bronisława Piaseckiego, domaga się dopowiedzenia. To od niego bowiem, jako ważnego świadka historii, dowiedziałam się wielu rzeczy z życia prywatnego Prymasa Tysiąclecia. Wśród nich i tej, w jaki sposób traktował on odpoczynek i jak spędzał czas wolny lub urlop. Jak się okazuje – bywał w podwarszawskiej Choszczówce w towarzystwie kard. Karola Wojtyły. Zjeżdżali się tam również pracownicy Sekretariatu Prymasa Polski, członkinie Instytutu Prymasowskiego, ojcowie paulini i ks. Stanisław Dziwisz. Grywali w siatkówkę. Kardynał Wyszyński, który był sędzią, przykazywał z humorem, by drużyna, w której grał Wojtyła, wygrała! Podobno nie było to trudne, bo zarówno kard. Wojtyła, jak i ks. Dziwisz grali bardzo dobrze. Nawet ścinali! Wieczorami urlopowicze śpiewali piosenki harcerskie, religijne, ballady. Było bardzo wesoło, zwłaszcza gdy zebrani przysłuchiwali się dialogom prymasa i kard. Wojtyły. Obaj mieli ogromne poczucie humoru.
Prymas na urlopie dużo też czytał – przede wszystkim swoje ulubione powieści Makuszyńskiego, Sienkiewicza, Reymonta – i zachęcał do tego innych. Urządzał też „akademie historyczne”. Jeszcze podczas ostatnich swych wakacji czytał „Historię Kościoła” ks. Kumora. Kardynał Wyszyński często też opowiadał dowcipy. Lubił czytać skecze. Nade wszystko jednak przywiązywał wagę do odpoczynku na łonie natury. W otoczeniu lasów nabierał sił, regenerował się. Chodził na długie spacery, z których wracał jakby odnowiony. Przyroda go uspokajała. Doskonale ją znał, rozumiał. I bacznie obserwował. Umiał rozróżnić każde stworzenie, każdy liść, kwiat. Nazywał po imieniu wszystkie krzewy, zioła. A kiedy słyszał śpiew ptaka, pytał: „Wiecie, jaki to ptak?”. Nikt z otoczenia oczywiście nie miał pojęcia, a on wtedy tłumaczył. Cały świat był dla niego światem Bożym, godnym podziwu i szacunku.•
Milena KINDZIUK