Tomek w domu ma kilka tysięcy gier planszowych. Swoją pasją zaraził żonę Agnieszkę, córki Maję i Martę, wszystkich swoich przyjaciół i znajomych.
Kiedy byłem mały, znałem tylko chińczyka i monopol - opowiada Tomasz Stchlerowski, z wykształcenia informatyk. - Kiedyś odwiedziłem rodzinę w Niemczech. Z tego wyjazdu najbardziej zapamiętałem rodziny razem spędzające wolny czas. Zabierali ze sobą koc, gry i szli do parku. Tak jakoś ta bliskość zaczęła mi się kojarzyć z planszówkami.
To był impuls, żeby przyjrzeć się bliżej fenomenowi gier planszowych. - Odkryłem, że na rynku zachodnim istnieją gry bardziej złożone. Takie, które angażują, zmuszają do rozmowy i współpracy pomiędzy graczami.
Planszówki do reszty pochłonęły Tomka, nawet wtedy, kiedy na arenę wchodziły coraz nowsze gry komputerowe, telefony komórkowe i konsole PlayStation. - Zaangażowałem się na serio - wyznaje. - Odkryłem, że gry planszowe nie tylko dają wiele frajdy, ale też niesamowicie rozwijają, dają nieograniczone możliwości spędzania czasu z najbliższymi. Wciągałem w swoje hobby po kolei przyjaciół od podstawówki po studia. Potem zainteresowałem tym Agę.
Planszówki do wzięcia
- Razem z mężem dostałam w pakiecie kilkaset planszówek - przyznaje Agnieszka. - Żartuję, że te gry to nasze kolejne dziecko, najbardziej uciążliwe, bo walają się wszędzie. Najpierw Tomek trzymał je w szafie, ale kiedy urodziły się dziewczyny, prosiłam, żeby się z tym "przeprowadził" do piwnicy. W ciągu jednego dnia piwnica została odświeżona, pomalowana, zabezpieczona od wilgoci. Podejrzewam, że gdybym chciała tam trzymać słoiki, tak szybko nie doczekałabym się przygotowanego pomieszczenia - śmieje się.
Miłość do gier planszowych zatacza coraz szersze kręgi wokół Tomka. Od lat prowadzi wraz z przyjaciółmi Mobilną Bibliotekę Gier. Co to takiego? - Udostępniamy gry za darmo - wyjaśnia Tomek. - Nawet w dużej ilości. Na przykład na zajęcia w szkole, w świetlicy, w domu dziecka czy podczas rekolekcji. Chętnie wypożyczamy planszówki. Poznałem recenzenta gier Piotra Jasika z kanału Game Troll TV i dzięki niemu o naszej działalności usłyszał cały kraj. Opowiedział o nas na swoim kanale i ku naszemu zdumieniu ludzie z całej Polski zaczęli przysyłać nam gry. Dosłownie zasypywali nas nimi! To dodało nam skrzydeł. A Piotr Jasik ciągle nas wspiera. Bez jego pomocy nie ruszylibyśmy z kopyta.
Pasjonaci od lat organizują bezpłatne popołudnia z planszówkami. Przychodzą pojedyncze osoby i całe rodziny. Na swoim koncie mają nawet małżeństwa, które poznały się podczas wspólnego grania. - Chodzi o to, żeby ludzie odstawili choć na chwilę smartfony i zaczęli po prostu ze sobą być. Gry planszowe są pretekstem - mówi Tomek. - Smutne dla mnie było odkrycie, jak bardzo ludzie są dziś samotni. To wychodzi podczas takich spotkań. Początkowo ludzie są pozamykani, grają w milczeniu, ale prawdą jest, że wspólne granie buduje relację i zaufanie - otwierają się, zaczynają rozmawiać. A potem przychodzą i dziękują za poświęcony im czas.
- Nie wystarczy rzucić dzieciom zabawki i powiedzieć: "Bawcie się" - tłumaczy pasjonat. - Ja zapraszam je do wspólnej gry. Trzeba zostawić swoje sprawy, być z nimi, usiąść przy nich, poprowadzić w grze, wspólnie się pośmiać czy zastanowić, jak rozwiązać dany problem. A dzieci jakby przy okazji zaczynają rozmawiać, opowiadać o sobie, o swoich sprawach.
Wyloguj się
- Podszedł kiedyś do mnie mężczyzna i chciał kupić grę dla syna - opowiada Tomek. - Okazało się jednak, że chodzi mu o grę komputerową. Kiedy usłyszał, że są tylko planszówki, stwierdził: "A, to nie... bo wtedy ja musiałbym z nim grać...".
Z przyjaciółmi Tomek prowadzi także zajęcia pokazowe w szkole z wykorzystaniem gier planszowych. - Na przykład pokazowe lekcje historii. Uczniowie wcielają się w bohaterów II wojny światowej albo powstania styczniowego. Wchodzą w rzeczywistość tamtych wydarzeń i dzięki temu łatwiej przyswajają nazwiska dowódców, daty czy miejsca bitew. Wykorzystując karty w grze, dzieci czytają o konkretnej bitwie, kiedy i gdzie miała miejsce, jaki był jej wynik, i to zostaje w głowach. Analogicznie jest z innymi przedmiotami: matematyką czy językiem angielskim. Te same metody można wykorzystać we własnym domu, podczas zdalnej nauki. Z doświadczenia wiem, że kiedy dziecko nie jest świadome, że akurat się uczy, uczy się szybciej i skuteczniej. Niektóre gry uczą też pracy zespołowej, kooperacji, wspólnego rozwiązywania problemów.
Teraz Tomek najchętniej gra z córkami. Maja i Marta grają z rodzicami, odkąd nauczyły się trzymać kostkę w rączkach i przesuwać pionki po planszy. Dzięki temu w wieku kilku lat świetnie radzą sobie z dorosłymi graczami. - Dziecko, grając, rozwija w sobie umiejętność logicznego myślenia - zapewnia ich tata. - Dzieci uczą się też przegrywać. To ważne, bo przecież życie nie składa się z samych sukcesów. Dobrze jest umieć znosić również porażki. Widzimy, jak podczas gry dziewczyny zaczynają się otwierać, dzielić problemami, o których wcześniej nie chciały rozmawiać. Potwierdzają to także rodzice, którzy grają już z nastolatkami. Wierzę, że zbudowane zaufanie pozwoli nam z córkami utrzymać relację, nawet kiedy wejdą w wiek dojrzewania. Jest do czego wrócić.