"Chcę się całkowicie poświęcić Bogu. Mam wielkie pragnienie, aby zostać świętym i jeśli nim nie zostanę, nie osiągnę niczego."
9. Dominik zmarł 9 marca 1857 roku, miał 15 lat. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Gdy wreszcie dusza moja stanie już przed Tobą, nie odrzucaj jej od oblicza Twojego, lecz racz mnie przyjąć na łono miłosierdzia Twego, bym chwałę Twoją śpiewał wiecznie". Zwrócił się jeszcze do swojego ojca: "Do zobaczenia tato.... O, jakie piękne rzeczy widzę". Upłynęło 30 dni od śmierci Dominika, a Karol Savio ciągle przeżywał śmierć syna. Dominik go nawiedził. Stał w blasku światła. Ojciec nie potrafił wymówić ani słowa. W końcu wyjąkał: "Dominiku, Dominiku! Jak się czujesz? Jesteś już w Niebie?". Chłopiec potwierdził. Karol poprosił go o modlitwę za rodzeństwo, za siebie i za matkę, by i oni kiedyś mogli spotkać się z nim w Niebie. "Dobrze tato, będę się modlił."
Koledzy z oratorium też czuli, że Dominik im towarzyszy. Wzywali go czasem, a ten im pomagał. Niektórzy w swoich zeszytach pisali: "Savio, pomóż mi!". Savio ukazał się również księdzu Bosko, który zapytał go o niebo. "- A wy czym rozkoszujecie się w Niebie? - spytał ks. Bosko. - Tego nie da się opowiedzieć. Czym są radości nieba, nie dowie się żaden człowiek śmiertelny, dopóki nie połączy się ze Stwórcą. W Niebie cieszymy się Bogiem, to wszystko! - odrzekł Dominik." Jan Bosko zapytał chłopca, o to co sprawiło mu największa pociechę w godzinie jego śmierci. "Tym, co mi przyniosło najwięcej otuchy i radości w chwili śmierci była obecność możnej i najmilszej Matki Zbawiciela. I powiedz to swoim synom. Nich nie przestają modlić się do Niej, dopóki im życia starczy".
Małgorzata Gajos