Globalna pandemia koronawirusa dotarła do Afryki, w tym do Kenii. Na chwilę obecną stwierdzono w tym kraju 142 przypadki COVID-19 (stan na 6.04.2020). - Jednak przy bardzo małej liczbie testów (przeprowadzono niewiele ponad 1500 testów od pierwszego przypadku koronawirusa – 13 marca) wszyscy podejrzewamy, że liczba osób zainfekowanych jest o wiele wyższa - pisze mieszkający w Nairobi, Radosław Malinowski, twórca i prezes organizacji HAART Kenya, pomagającej ofiarom handlu ludźmi w Afryce, oraz inicjator kampanii Wolni-Niewolni, prowadzonej w Polsce na rzecz pomocy ofiarom procederu przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie.
Poniżej relacja Radosława Malinowskiego:
Wobec wirusa
Są też niestety pierwsze przypadki śmiertelne, przynajmniej te, potwierdzone przez władze. I mimo że wiadomości napływające z Europy i Azji przygotowywały nas wszystkich na to zbilżające się zagrożenie to dopiero pierwsze przypadki w Kenii spowodowały że dalekie, niewidzialne zagrożenie stało się rzeczywistością.
Nagle skończyły się śmiechy i żarty z pandemii. Nikt już nie twierdzi że Covid-19 jest wirusem ludzi białych, a Afrykańczycy są genetycznie na niego odporni. Zamiast tego zaczęto pytać o stan naszego przygotowania, zwłaszcza kiedy wiadomości z Europy z każdym dniem stawały się coraz bardziej ponure.
Kenijczycy zaczęli sobie zadawać pytania: "a co jeżeli i w naszym kraju stopień osób zarażonych wirusem będzie podobny do tego we Włoszech lub Hiszpanii? Co, jeżeli i u nas liczba zgonów osiągnie niewyobrażalne kiedyś rozmiary kilkuset osób dziennie?".
Media alarmują, że w całym kraju mamy na stanie 518 łóżek szpitalnych w kategorii ICU – odpowiednik naszego OIOM. Z tego już dziś 87% jest zajętych przez obecnie chorych… Zresztą powszechne ubezpieczenia pokrywają koszta pobytu w szpitalu (i to tylko do pewnej sumy), ale już nie samego leczenia – które jest płatne. Jak ktoś nie jest w stanie wpłacić zaliczki to szpital po prostu odmówi przyjęcia chorego – nawet w stanie krytycznym. Nawet nie chcemy sobie wyobrazić co się stanie kiedy biedni ludzie ze slumsów Nairobi zaczną chorować i szukać pomocy!
W odpowiedzi na nadciągające zagrożenie epidemią rząd Kenii podjął trudne decyzje. W pierwszej kolejności zamknięte zostały wszystkie szkoły i uniwersytety. Następnie zamknięto bary, restauracje, kawiarnie, muzea, kina. 25 marca zamknięte zostały też lotniska i od tej pory nie można z Kenii ani wylecieć, ani przylecieć. Dodatkowo 27 marca wprowadzono godzinę policyjną i od tego dnia nie można być poza domem pomiędzy godziną
Ekonomiczna, społeczna i humanitarna katastrofa
Tymczasem nad naszym społeczeństwem wisi inna groźba – katastrofy ekonomicznej, która doprowadzi do społecznej hekatomby i kryzysu humanitarnego, jaki widzieliśmy u naszych, pogrążonych w wojnie sąsiadów. Upadek turystyki – podstawowej gałęzi gospodarki Kenii oraz paraliż handlu jest już powoli odczuwalny. Tysiące ludzi dostało wypowiedzenia, tysiące innych zaczęło bankrutować. To w sektorze gospodarki ujętym w statystykach.
W sektorze nieoficjalnym – tam, gdzie żadne statystyki nie sięgają jest jeszcze gorzej. Ludzie pracujący za dniówki, nie mający żadnych oszczędności (bo i z czego – przy zarobkach 2 dolarów dziennie nie jest łatwo coś odłożyć) potracili z dnia na dzień możliwości zarobków.
Już teraz doszło do protestów i walk ulicznych z policją, kiedy mieszkańcy slumsów odmówili przestrzegania godziny policyjnej – ludzie rzucali w policję kamieniami krzycząc: "lepiej umrzeć od wirusa niźli z głodu…".
Bardzo wzrosły też napady i kradzieże. Co drugą noc słychać w naszej okolicy strzały – coś, czego nie pamiętamy od 2013 roku. Nie działają sądy, czy inne ważne dla bezpieczeństwa instytucje.
Ponieważ Kenia zadłużała się od wielu lat już dawno przekraczając krytyczną granicę tzw. bezpiecznego zadłużenia państwa, to nie mamy dużych możliwości ratowania poszczególnych firm czy pomocy jednostkom.
W sąsiedniej Ugandzie wprowadzono wprawdzie projekt dowozu żywności do domów, ale w bardziej zurbanizowanej Kenii, gdzie w jednym tylko slumsie (Kibera) żyje ok. 600 tys. mieszkańców, jest to praktycznie niewykonalne.
Również nawoływania do mycia rąk i przestrzegania dystansu brzmią ponuro dla ludzi, którzy walczą o wodę do picia. W Nairobi miasto dostarcza wodę rurociągami maksymalnie dwa razy w tygodniu po kilka godzin, a stłoczeni ludzie w slumsach i pół-slumsach nie mają fizycznej możliwości zostać w domach (mieszkają w blaszakach) i się odseparować. I nie zmieni tego ani kwarantanna, ani żaden zakaz. Ani nawet brutalność policji, próbującej zamknąć Kenijczyków w domach.
W tyle głowy każdego mieszkańca Nairobi jest teraz większa obawa przed głodem, a nie koronawirusem.
Koronawirus a handel ludźmi
Koronawirus niewątpliwie już ma wpływ na naszą pracę. Jednak w pełni skalę tego jak Pandemia Covid-19 wpłynie na handel ludźmi i na przeciwdziałanie niewolnictwu będziemy mogli dopiero ocenić za jakiś czas. Wprawdzie ograniczenia podróży zamknęły na pewien czas sprzedaż Kenijczyków na rynki zagraniczne, z drugiej jednak strony stoimy w obliczu strasznej biedy a to oznacza większą desperację która doprowadzi do rozpaczliwych decyzji – nierzadko kończących się handlem ludźmi.
Obecnie rząd nakazał zamknięcie ośrodków, schronisk, domów dziecka – więc musieliśmy zatrzymać przygotowania otwarcia naszego schroniska (mamy już dom i rozpoczęliśmy jego adaptację) To samo dotyczy spotkań, warsztatów, szkoleń, które byliśmy zmuszeni zawiesić. Zamknęliśmy też pracę w biurze – żeby nie narażać naszych pracowników na zarażenie Covid-19.
Nie oznacza to, jednak że zawiesiliśmy naszą pracę: staramy się funkcjonować na tyle na ile pozwala nam obecna sytuacja. Stworzyliśmy listę najbardziej potrzebujących wśród naszych ofiar i młodzieży i zainicjowaliśmy wsparcie finansowe, które pozwoli im zakupić podstawowe produkty takie jak chleb, mleko, mąkę. Opłaciliśmy też im podstawowe ubezpieczenie zdrowotne. Każdy nasz podopieczny prócz zapomogi finansowej i ubezpieczenia zdrowotnego otrzymał internet mobilny – aby mieć z nami kontakt i aby nasi pracownicy prowadzili dalej terapię -, w których wypadkach jest to nadal konieczne.
Szczególną grupą, która wymaga opieki są te ofiary, które otrzymały granty na założenie biznesu: widmo bankructwa jest na wyciągnięcie ręki i nie łudzimy się że trzeba ich i ich rodziny będzie dalej utrzymywać przynajmniej przez kilka miesięcy.
Jednocześnie otrzymujemy dramatyczne apele od pracowników administracji rządowej, którzy są w dramatycznej sytuacji, jeżeli chodzi o pomoc dzieciom ulicy, zagubionym czy sierotom. Proszą o żywność, lekarstwa, ubrania, słowem – o cokolwiek. W ten sposób staliśmy się, bez niezbędnego przygotowania, organizacją humanitarną utrzymującą naszych podopiecznych i walczącą już nie o ich wolność, a o ich przetrwanie.
W związku z trwającą obecnie Pandemią mam świadomość, że i w Polsce sytuacja jest bardzo trudna. W związku z tym podjęliśmy decyzję o zawieszeniu naszej zbiórki – tak poprzez kampanię Wolni – Niewolni (w szkołach, urzędach czy parafiach) jak poza akcją Wolni - Niewolni. Nie jest to czas prosić o finansowej wsparcie dla naszej pracy w tak trudnym dla wszystkich czasie.
Jeżeli jednak sytuacja się trochę poprawi (a u nas zapewne pogorszy) to będziemy prosić was o jakieś minimalne wsparcie, tak by ofiary handlu ludźmi – zwłaszcza dzieci – nie przymierały głodem.
Za to cały czas będziemy was informować tak o naszej pracy, jak i o sytuacji wynikającej z postępów koronawirusa w Afryce.
Strona polska organizacji HAART: haartpoland.org