Święta Róża z Limy napisała, że poza Krzyżem nie ma innej drabiny, po której można by dostać się do nieba.
Na tym właściwie można by poprzestać, tłumacząc fenomen męczeńskiej śmierci Jezusa na krzyżu: posłuszny aż do śmierci. Rozpoczęło się od posłuszeństwa, zakończyło śmiercią. Zupełnie na odwrót niż w raju, gdzie wszystko rozpoczęło się życiem, a skończyło nieposłuszeństwem. Trzeba było tego zamysłu Boga wobec człowieka, pomysłu na wcielenie, aby wszystko mogło powrócić do normalności. Autor Listu do Rzymian ujmie tę prawdę następująco: „Jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” (5,12). Po co i dlaczego? Czy tego właśnie musiał chcieć Bóg, aby człowieka zbawić? Aby odwrócić deprawujący zamysł grzechu niosącego śmierć? Czy w takim razie musiał ułożyć ten scenariusz tak, aby każda z osób dramatu mogła dopisać swój specyficzny wątek? Judasz zdradę, Żydzi chłodną kalkulację, Piotr zaparcie się, Piłat koniunkturalizm, żołnierze okrucieństwo? Kto najbardziej był zatem winny śmierci Sprawiedliwego? Na kogo spadnie brud z obmytych dłoni Piłata? Kogo naznaczy krew wołających: „Krew Jego na nas i na syny nasze?”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.