Boję się tych, którzy przy wszelkich kataklizmach i zawirowaniach „wiedzą dlaczego”. Kocham Włochy. Dlatego zamiast wymądrzać się i udzielać diagnoz na odległość, błogosławię Italię.
10.03.2020 09:17 GOSC.PL
Boję się tych, którzy przy wszelkich kataklizmach i zawirowaniach „wiedzą dlaczego”. Występują w imieniu Boga. Takich samozwańczych proroków mamy mnóstwo. Wyczuwam na kilometr poczucie wyższości. Ileż jadu zostało wylane na Włochy! Ileż pobożnych diagnoz postawiono!
Zamiast błogosławić ten biedny, sparaliżowany kraj, wymądrzamy się udzielając wskazówek „wujka dobrej rady”.
Kocham Włochy. Lubię pinie i mi to nie minie. Dlatego ze smutkiem czytam newsy: „Mecz Juventusu z Interem przy puściutkich trybunach”, „Episkopat Włoch przyjął do wiadomości dekret prezydium Rady Ministrów zawieszający do piątku 3 kwietnia uroczystości cywilne i religijne”, „Puste Campo dei Fiori bez sprzedawców warzyw owoców, przypraw i serów”. Tak wygląda sparaliżowana Italia. Nie osądzam, nie „wiem dlaczego”. Błogosławię ten kraj. „Płaczę z płaczącymi”.
Do końca życia zapamiętam opowieść mojej znajomej: „Gdy córce mojej sąsiadki rozsypało się małżeństwo, miałam setki gotowych recept. Krytykowałam, pouczałam, wiedziałam, »dlaczego«. Bo nie przystępują do sakramentów, bo nie modlą się w rodzinie, bo… Gdy po jakimś czasie rozsypało się małżeństwo mojej córki, siedziałam zapłakana w kuchni i usłyszałam: »I co? Naprawdę, wiesz, dlaczego rozsypał się ten związek?«”.
Jesteśmy ekspertami w rozwiązywaniu cudzych problemów.
Nie sądźcie ‒ zapowiadał bez owijania w bawełnę Jezus – A nie będziecie sądzeni.
Marcin Jakimowicz