Z zapowiedzi Komisji Europejskiej wynika, że dostaniemy 100 mld euro i będziemy bogaci.
Sąsiad powiedział, że będzie wielka ulewa. Mój dach zacznie przeciekać, więc muszę go pociągnąć specjalnym żelem izolacyjnym za 40 tys. zł. Odparłem, że nie jestem przekonany co do ulewy, dach się na razie trzyma, a poza tym nie mam takiej sumy. Sąsiad na to, że ulewa będzie i wszyscy to wiedzą, a z pieniędzmi nie ma kłopotu, pożyczy mi 5 tys. zł na procent. Ciągle nie byłem przekonany, więc zaczął krzyczeć, że jestem nieodpowiedzialny, bo inni kupują, chociaż im pożycza mniej, a ja naprawdę dostanę cały tysiąc. Na koniec pogroził mi palcem i odjechał samochodem oklejonym napisami „Sprzedaż żelu izolacyjnego”.
Tak mniej więcej wyglądają negocjacje w sprawie tzw. pakietu sprawiedliwej transformacji. Zgodnie z wolą Komisji Europejskiej, Polska, podobnie jak inne kraje, ma wydać wielomiliardowe kwoty na przestawienie energetyki z węgla na inne źródła, aby przeciwdziałać zmianom klimatycznym. Nikt nie dyskutuje o tym, czy zmiany są, jak właściwie wyglądają oraz czy węgiel i w ogóle ludzka działalność ma z nimi cokolwiek wspólnego. Rozmowa dotyczy już tylko tego, kiedy i za ile. Społeczeństwu zamachano przed oczami gigantyczną kwotą 100 mld euro, którą rzekomo mielibyśmy na ten cel dostać i dla której warto zrezygnować akurat z tego paliwa, które sami możemy wydobywać. Tyle tylko, że w trakcie negocjacji okazało się, że - po pierwsze - to nie są pieniądze dla Polski, tylko dla wszystkich krajów do podziału. Na nas, według ostatnich informacji, miałaby przypaść ¼ tej sumy, ale ostatecznych ustaleń jeszcze nie ma, więc kwota nie jest pewna. Pewne jest to, że sporą jej część stanowiłyby pożyczki, więc pieniądze i tak trzeba by było oddać. Pewne jest też to, że 100 mld nie wystarczy na przestawienie energetyki naszego kraju – według polskich szacunków trzeba by było wydać ponad 500 mld euro, więc większość musielibyśmy dołożyć z własnych zasobów. I jeszcze jedna rzecz jest pewna – środki ostatecznie nie trafią do polskiej kieszeni. W unijnym rozumieniu transformacja energetyczna oznacza kupowanie technologii, których firmy znad Wisły nie mają i długo nie będą miały. W praktyce więc kasę z wielkiej unijnej kumulacji i z tego, co sami dołożymy, trzeba będzie wydać za granicą.
Okazja życia, nie ma co.