Tomek odszedł dzisiejszej nocy, po długiej walce z chorobą. Miał 30 lat. Znany czytelnikom „Gościa” i „Małego Gościa” z niewiarygodnych popisów iluzjonistycznych. Ale przede wszystkim znaliśmy go z wiarygodnego świadectwa głębokiej relacji z Panem Bogiem.
O swojej chorobie Tomek Kabis dowiedział się w Wigilię minionego roku. Złośliwy nowotwór serca i opłucnej. Lekarze wykryli również przerzuty do wątroby. W kolejnych miesiącach nie poddawał się chorobie i bólowi. Do końca zachowywał nadzieję. Jeszcze w czerwcu tego roku oglądaliśmy jego występ podczas akcji „Gościa” – Biegu Frassatiego w Międzybrodziu Bialskim. Kilkadziesięcioro dzieci łapało się za głowy, gdy iluzjonista dokonywał rzeczy niemożliwych dosłownie na wyciągnięcie ich rąk.
Przed występem dla najmłodszych widzów Tomek zwykle wyjaśniał, że to, czego są świadkami, to czysta iluzja, żadna magia. Wiele razy występował też dla chorych dzieci na oddziałach nowotworowych. Również wtedy, gdy sam już chorował. Po pierwszą dawkę chemii przyjechał do szpitala w Światowym Dniu Walki z Rakiem. Przy tej okazji pokazał chorym na korytarzu kilka sztuczek. – Zawsze działałem jakoś na przekór. Tak mnie Pan Bóg stworzył, że nie poddaję się łatwo. Dzięki pokazowi ten korytarz nie kojarzy mi się już teraz tylko z czekaniem na chemię, ale też z tym, co lubię, co mi sprawia przyjemność – opowiadał wówczas w rozmowie z „Gościem”.
– Staram się potraktować tę sytuację jako przestrzeń, na której Bóg może coś zbudować. Co dalej będzie, to będzie. Nie wiem. Jestem ze wszystkich stron otoczony modlitwą. Mam potężne wsparcie świętych z nieba – mówił w trakcie leczenia. Modlitwa bliskich – jak i tych, którzy znali go tylko z występów w telewizji czy na scenie westernowego miasteczka Twin Pigs – pozostała z nim do końca. I trwa.
Nigdy nie wstydził się mówić publicznie o Panu Bogu, który powoływał go do różnych zadań. – Od dziecka chciałem być iluzjonistą – opowiadał mi przed laty. – Pierwszy zestaw małego magika dostałem od rodziców, jak miałem osiem lat. W szkole średniej wpadłem na pomysł, że zostanę księdzem… ale takim fajnym księdzem, który na kazaniach pokazuje różne sztuczki. W seminarium duchownym spędziłem rok. Przekonałem się, że jednak to nie moja droga. Niedługo po wyjściu z seminarium dostałem – za sprawą Pana Boga – „wysokich obrotów”. Wziąłem udział w „Mam talent”, założyłem firmę, dostałem dotację z Unii Europejskiej i coraz częściej występowałem – mówił Tomek.
Pogrzeb odbędzie się w sobotę 7 grudnia o godz. 9:30 w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach, w której Tomek przez wiele lat był parafianinem.
Tomku, do zobaczenia w Domu Dobrego Ojca.
Modlitwą i szczerą troską otaczamy w tych dniach także Was, Drodzy Rodzice i najbliżsi Tomka.
Piotr Sacha