Jeśli ktoś wie, czym jest cierpienie, na pewno tym kimś jest indyjski salezjanin Tom Uzhunnalil. Wie on także, że dzięki łasce przebaczenia prowadzi ono do Boga.
Śniada twarz tego zakonnika ze zgromadzenia salezjanów stała się przed trzema laty doskonale rozpoznawalna dla wielu katolików na świecie. Bo wszyscy się wtedy za niego modlili. W marcu 2016 r. ks. Uzhunnalil (z pochodzenia Hindus) został porwany przez terrorystów ISIS. Stało się to tuż po morderstwie w domu starców w Adenie (Jemen), który prowadziły Misjonarki Miłości. Terroryści zamordowali 16 osób, wśród nich cztery siostry. Ojciec Tom, który był kapelanem sióstr, przeżył, ale dostał się w ręce ISIS. Taki był początek niewoli, która trwała 557 dni. Większość tego czasu salezjanin spędził z opaską na oczach i ze skrępowanymi rękami. Nieustannie modlił się wtedy za zamordowanych, ale i za terrorystów, którzy go porwali.
Podczas niewoli towarzyszyła mu modlitwa wierzących z całego świata. Dzięki niej oraz uporowi watykańskiej, indyjskiej i kilku innych dyplomacji został uwolniony we wrześniu 2017 r. Niedługo potem rozpoczęła się nowa misja hinduskiego kapłana.
– Moja historia pokazuje, że Bóg wysłuchuje naszych modlitw, że nie należy rezygnować, nawet jeśli problemy wyglądają na niemożliwe do rozwiązania. Dziś wiem, że Bóg użył mojego cierpienia, aby to pokazać - opowiada o. Tom.
Salezjanin spędzał na modlitwie całe dnie. Wspomina, jak każdego dnia odprawiał duchową Mszę św., bo przecież nie miał ani chleba, ani wina do konsekracji. Co więcej, zakonnik chorujący na cukrzycę przez połowę czasu spędzonego w domowym areszcie nie otrzymywał żadnych leków (a powinien przyjmować insulinę). Dopiero po dziewięciu miesiącach podano mu jakiś lek. A jednak w organizmie o. Toma nie widać żadnych skutków tych zaniedbań. – Wasze modlitwy były moją insuliną – mówi o. Tom.
Więcej o historii ojca Toma i jego nowej misji przeczytacie w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego" i artykule "Nowa misja ks. Toma".