Jak uwierzyć w to, że Bóg troszczy się o wszystko i „nie brak mi niczego”, gdy na rodzinę spada dług w wysokości 300 tys. złotych?
04.11.2019 10:48 GOSC.PL
Ich historia jest dla mnie wzorem uwielbiania w ciemno, gdy jedynym owocem, jaki widzimy, jest figa z makiem.
Moja przyjaciółka, mama trojga dzieci, żyła przez lata z brzemieniem niezawinionego długu. Ponieważ nazwisko jej męża widniało w KRS-ie, a firma, której był wiceprezesem, bez jego winy wpadła w gigantyczne finansowe tarapaty, jego rodzina obudziła się z dnia na dzień z długiem w wysokości - bagatela - 300 tysięcy złotych! Nie oszukujmy się: tego nie da się spłacić. Nawet gdyby małżonkowie harowali do śmierci od świtu do zmroku.
Komornik zainteresował się ich mieszkaniem, samochodem. Jak uwierzyć, że jednym z imion Boga jest El Shaddai, czyli „Więcej niż wystarczający”? Że Pan Bóg jest naszą polisą ubezpieczeniową? Jak śpiewać refren: „…nie brak mi niczego”?
Obserwowałem ich przez lata, modliłem się z nimi.
Po czasie duchowej pustyni, bezradnego krzyku i uwielbienia w ciemno okazało się, że ich dług można wykupić. Uczynił to w tajnej licytacji (nie wiesz, jakie kwoty oferują inne strony) ich przyjaciel – lider wspólnoty, do której należą. „Ile wyłożyć?” – zapytał pokornie, a oni po modlitwie odparli: „Mamy przekonanie, że dziesięć tysięcy”. Posłuchał ich i - jak pokazało życie - wygrał.
Kompletnie nie spodziewał się, że niebawem otrzyma w pracy nagrodę za jeden z projektów… 11 tysięcy złotych. Dlaczego 11 tysięcy? – zastanawiał się. Okazało się, że koszta sądowe wyniosły tysiąc złotych.
Dziś oczy Oli błyszczą. Pamiętam jednak, jak rozmawiałem z nią przed rokiem. Brała silne leki antydepresyjne i za Jerzym Stuhrem krzyczała: „Ciemność widzę, ciemność”. A jednak wbrew wszystkim „okolicznościom przyrody” ufała. Uwielbiała przez łzy. Robiła wszystko, by nie wejść w przekleństwo.
Marcin Jakimowicz