Naukowcy ze Szwajcarii wyliczyli, o ile trzeba zwiększyć powierzchnię lasów, by te wchłonęły dwutlenek węgla, który wyemitowaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, spalając węgiel, ropę i gaz. „Lasy uratują planetę” – ogłoszono. Sprawa jest bardziej skomplikowana.
Człowiek, produkując energię w procesie spalania paliw kopalnych, rozwijając transport oparty na paliwach kopalnych, ale przede wszystkim konsumując ponad granice przyzwoitości, zmienił w ostatnich dziesięcioleciach skład ziemskiej atmosfery. Konsekwencją tej zmiany – bezprecedensowo wysokiego poziomu CO2 i metanu – jest większa kumulacja energii słonecznej w atmosferze. To z kolei skutkuje szeregiem zmian, jakie obserwujemy od lat. Jedną z nich jest rzeczywisty wzrost temperatury. Innymi są pojawiające się coraz częściej i coraz gwałtowniej zjawiska pogodowe. To susze w jednych regionach i częstsze powodzie w innych. Dla krajów Południa to trudne do zniesienia upały, dla krajów Północy – rzesze uciekinierów z regionów, w których nie ma wody i pożywienia, a temperatura przypomina wnętrze piekarnika. Sytuacja – zdaniem niektórych badaczy – wymyka się spod kontroli. Co zatem robić? Pomysłów jest wiele. Jedne mądre, drugie nie. Jedne mówią o ograniczeniu konsumpcji, inne o ograniczeniu liczby dzieci. Jedne mówią o budowie jak największej liczby wiatraków, inne – reaktorów jądrowych (które dają dużo energii, a nie są źródłem gazów cieplarnianych). Wszystkie mówią o głębokiej zmianie naszych zachowań i przyzwyczajeń, ale w rzeczywistości chodzi o zmianę modelu gospodarki. W ostatnim numerze czasopisma „Science” pojawił się jeszcze jeden pomysł. Powiększmy powierzchnię lasów – mówią naukowcy z ETH Zürich, czyli Politechniki Federalnej w Zurychu. Nie tylko mówią, ale także wyliczają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek