Przywrócenie pełni praw Rosji w Radzie Europy to kolejny akt uznania, że Moskwa może robić wszystko – bez żadnych konsekwencji na dłuższą metę.
To miała być – i do niedawna była – jedna z pierwszych konkretnych sankcji nałożonych na Rosję za aneksję i okupację Krymu. W kwietniu 2014 roku Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zagłosowało za odebraniem Rosji prawa głosu. Rosjanie z czasem stracili również możliwość podejmowania pracy we wszystkich kierowniczych organach tej instytucji. Rosja wkrótce przestała płacić składki członkowskie. Ponieważ dotąd nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o powód wykluczenia Rosji (Krym pozostaje i – nie ma się co łudzić – już pozostanie w rękach Rosji), wydawało się, że sankcja wykluczenia pozostanie utrzymana. Ale dodajmy od razu: tak mogło wydawać się tylko komuś, kto nie zna realiów „karania” Rosji. Było jasne, że kraje, które na co dzień i tak prowadzą z Rosją znakomite interesy i wspólnie z nią planują kolejne śmiałe projekty, prędzej czy później zechcą odpuścić również i w sferze symbolicznej. I tak też się stało: największymi promotorami przywrócenia pełnych praw Rosji w Radzie Europy (nie mylić z unijnymi instytucjami: Radą Europejską i Radą UE) były Niemcy, Francja i Włochy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina