Od początku 2019 roku do końca maja w Morzu Śródziemnym utonęło ponad 500 osób, próbujących dostać się do Europy.
Nadal nie przestaje być ono wielkim cmentarzyskiem. Chociaż dekrety o bezpieczeństwie zamknęły szczelnie bramy portów cały czas, w ciszy przypływają do nich niewielkie jednostki „widma”, zwykle pontony lub małe, drewniane stateczki.
Jeśli uda im się dotrzeć do włoskich wód terytorialnych, później są eskortowane aż do lądu przez straż wybrzeża lub straż celną. Mowa jest o setkach ludzi, którzy wciąż przybywają i schodzą na ląd.
Od ponad 20 lat Lampedusa, włoska wyspa na Morzu Śródziemnym dla emigrantów z Afryki stanowi „drzwi do Europy”. Dla wielu z nich stała się miejscem ocalenia, ale pozostaje również symbolem bezradności Starego Kontynentu wobec losu tysięcy ludzi uciekających przez biedą, głodem, prześladowaniem oraz wojną. Wielu z nich ginie w drodze do wolności. Na Lampedusie znajduje się mały cmentarz. Pochowano na nim ciała migrantów, z których wielu nie ma imienia.
Kościół włącza się w pomoc dla migrantów, którzy cały czas przybywają do Europy. W ostatnich dniach przed wejściem do portu w Lamepdusie został zatrzymany statek Sea Watch, z 43 osobami na pokładzie. Dziesięciu z nich udało się w ciągu dwóch ostatnich dni zejść na ląd – powiedział włoskiej katolickiej agencji SIR ks. Carmelo La Magra, proboszcz jedynej parafii na wyspie pod wezwaniem św. Girlanda. Po dotarciu na Lampedusę imigranci zatrzymują się centrum Cantrada Imbriacola, następnie po zidentyfikowaniu trafiają na Sycylię. Większość przybywających obecnie imigrantów pochodzi z Afryki Subsaharyjskiej z takich krajów jak: Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali, Nigeria oraz Erytrea. Są wśród nich także Libijczycy, Egipcjanie oraz Tunezyjczycy.