Po serii wypadków na zatłoczonym Evereście, władze Nepalu rozważają zabronienie słabszym wspinaczom wejścia na najwyższy szczyt świata. Rząd może wprowadzić obowiązkowe badanie przez lekarza w bazie pod tym szczytem lub przejście kursu wspinaczkowego.
Na Evereście zginęło w tym sezonie 11 osób. To najwięcej od 4 lat, po wznowieniu wypraw po trzęsieniu ziemi w 2015 r. Niektórzy alpiniści zginęli utykając na zatłoczonej trasie wspinaczkowej. Nepal wydał w tym roku rekordowe 381 pozwoleń na wejście na Czomolungmę, a razem z tragarzami wysokogórskimi w okolicach szczytu jest łącznie prawie 600 osób.
Władze zastanawiają się teraz nad wprowadzeniem obowiązkowych badań przed wyjściem na szlak lub kursów wspinaczkowych dla wspinaczy.
"Możemy przeprowadzić badania lekarskie, zanim wyjdą w trasę" - powiedział dziennikowi "The Kathmandu Post", Krishna Mohan Sapkota z departamentu turystyki.
"Wspinacze załączają do wniosku o pozwolenie orzeczenia medyczne" - tłumaczy Meera Acharya, dyrektor departamentu turystyki, która uważa, że powodem wielu wypadków śmiertelnych jest kiepski stan zdrowia wspinaczy. "Dlatego nie mamy podstaw by ich zatrzymać" - podkreśla.
Pod koniec grudnia 2017 r., rząd wprowadził poprawkę do ustawy o pozwoleniach, które zabraniały wspinania się na Everest osobom bez obu nóg lub niewidomym. Protestowało środowisko wspinaczkowe, w tym Hari Budha Magar, nepalski żołnierz z oddziału brytyjskich Gurkhów, który stracił obie nogi w Afganistanie.
Magar planował wejście na Everest, po tym jak wszedł na sześciotysięcznik Meera Peak. "Wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, nie rozumiałem dlaczego chcieli mi zabronić spełnienia marzenia" - mówił PAP Magar. "Walczyliśmy z tym niesprawiedliwym przepisem z całych sił" - dodawał były żołnierz.
Wkrótce nepalski Sąd Najwyższy uchylił zakaz. Według sędziów łamał konstytucyjne prawa człowieka. Urzędnicy departamentu turystyki przyznają, że trudno ocenić, kto jest "za słaby" do wejścia na szczyt i trudno byłoby zakaz egzekwować. "Z całym szacunkiem dla innych osób, ale nie raz udowodniłem, że jestem wystarczająco silny, fizycznie i psychicznie, żeby zdobywać wysokie góry" - podkreśla Magar.
Osłabienie wspinaczy najczęściej zdarza się w tzw. strefie śmierci na wysokości około 8 tys. metrów. Tam też powstawały zatory, a ludzie utykali na całe godziny oczekując na zejście.
22 maja br., w czasie okna pogodowego, aż 250 wspinaczy ruszyło do ataku szczytowego. Ponad 200 zdobyło szczyt. Wielu z nich jednak słabło w drodze. Wspinacze opisywali jak z braku miejsca chodzili po zamarzniętych ciałach osób zmarłych w poprzednich sezonach.
Niestety tego dnia dwójka ze wspinaczy, 55-letni Amerykanin Donald Lynn Cash i 54-letnia Induska Anjali Kulkarni, zmarli z wycieńczenia oczekując na zejście. Dzień później, w podobnych okolicznościach, zginęła kolejna obywatelka Indii, Kalpana Das.
Himalaiści zwracają uwagę, że z powodu przestojów, niektórym wspinaczom kończył się tlen w butlach, a tragarze wysokogórscy nie mogli do nich dotrzeć. W 2018 r. rząd nakazał wspinaczom posiadanie minimum pięciu butli z tlenem.
Shanta Bir Lama, szef Nepalskiego Związku Górskiego, twierdzi, że wielu wspinaczy nie kupuje dodatkowych butli. "Rząd powinien kontrolować "niskobudżetowych+ wspinaczy, których nie stać na kupno wystarczającej ilości dodatkowego tlenu" - powiedział dziennikarzom "The Kathmandu Post".
Zdaniem departamentu turystyki, zdarza się, że wspinacze nie posiadają wystarczających umiejętności wspinaczkowych i wymagają ciągłego wsparcia tragarzy wysokogórskich. Proponują wprowadzenie obowiązkowych kursów wspinaczkowych dla składających wnioski o pozwolenie na wejście na najwyższą górę świata.