O odczarowywaniu stereotypu wielodzietnej matki, niezwykłym projekcie i pięknych kobietach z Moniką Moryń rozmawia Małgorzata Gajos.
Która historia poruszyła Panią najbardziej, a może jakoś Pani pomogła, zainspirowała? Jaki obraz matki wielodzietnej wyłania się z tego projektu?
Odnajduję się w każdej tej historii. Myślę, ze dziewczyny powiedziały to wszystko, co dla mnie ważne. Że wielodzietność jest trudem, ale też radością. Że bez Boga wielodzietność nie byłaby możliwa. Że jest lekarstwem na perfekcjonizm. Że mitem jest iż rezygnacja z pracy na rzecz dzieci to poświęcenie. I że dawanie życia to coś, co ma w sobie każda kobieta i jest to potrzeba tak nieodparta, że kiedy nie rodzimy, musimy dawanie życia zrealizować jakoś inaczej.
Kim jest dobry duch projektu?
To Iza Faber, autorka projektu „Granica”. Jestem jej bardzo wdzięczna za wiele rzeczy. Była moją instruktorką na kursach Akademii Fotografii Dziecięcej, surową, wymagającą, ale też sprawiedliwą. Potem rozczuliła mnie ilością komplementów, które usłyszałam od niej na sesji. A jeszcze później – ogromny wsparciem, kiedy robiłam swój projekt. Dopingowała mnie i dawała wskazówki, na co warto zwrócić uwagę.
Pani również jest mamą wielodzietną. Czego to Panią nauczyło, uczy?
Paradoksalnie – że mogę więcej. Sześcioro dzieci na ziemi i czworo w niebie mnie rozwinęło. Dzięki dzieciom miałam czas i ochotę, żeby rozwijać swoje pasje – piszę o książkach dla dzieci na blogu Czytanki-przytulanki. Po urodzeniu bliźniaków i niepełnosprawnego Antka zapragnęłam pokazywać dzieci, jak najpiękniej – stąd fotografia. Ale też wielodzietność pomaga mi codziennie odkrywać, kim jestem i jaka jestem. Wszystko, co dobre i złe, wychodzi na wierzch i nie da się udawać, czy robić dobrą minę do złej gry. Wiele razy zaskakuje mnie, że Bóg dał mi tyle dzieci, że położył we mnie tak ogromne zaufanie, powierzając mi czyjeś życie. Odkrywam więc też w wielodzietności wielką miłość Boga do mnie.
Więcej zdjęć i historii mam na Facebooku i stronie monikamoryn.pl