154 wspólnoty Arki w 38 państwach, 1450 wspólnot Wiary i Światła w 85 krajach... Jean Vanier zostawił po sobie o wiele więcej.
07.05.2019 17:01 GOSC.PL
Wystarczy rzut oka na mapkę (kliknij), by dostrzec, jak wielkie dzieło pozostawił Jean Vanier. Wierzę, że rozsiane po całym świecie punkty, gdzie „asystenci” dzielą życie z niepełnosprawnymi przyjaciółmi, są jak ziarna, które wydadzą kolejny plon. Jean Vanier siał wytrwale. Znałem go tylko z książek. Osobiście poznałem jego francuskich przyjaciół z L’Arche. I tych polskich z Arki. W codziennym, bardzo prostym życiu odbijali jego piękno, próbując zbliżyć się do wzorca, jaki im postawił. Wzorzec z Trosly-Breuil pod Paryżem wskazywał, że słabi i odrzuceni mają szczególne duchowe dary. Wskazywał na potęgę słabości. Sam Jean (w Arce nikt nie mówi o nim inaczej niż „Jean”) był temu wzorcowi wierny do samego końca, gdy odchodził otoczony bliskimi ze wspólnoty.
Nigdy nie zszedł z drogi towarzyszenia ubogim. 55 lat temu zdecydował, że porzuci karierę na uniwersytecie. Zamieszkał z dwójką niepełnosprawnych intelektualnie mężczyzn. Z nimi budował pierwszą Arkę. Nie budynek, ale wspólnotę, czyli relacje oparte na wzajemnym szacunku, komunii (to słowo wracało we wszystkich jego pismach, książkach, wykładach) między ludźmi.
Jako student socjologii ruszyłem badać „małe światy życia w Arce” (cytat z tytułu mojej magisterki). Do Śledziejowic przyjechałem z fenomenalnym skryptem z fenomenologii Edmunda Husserla. Punktem wyjścia w metodologii moich badań. „W tym ujęciu idzie (…) nie o taki świat, jaki rzeczywiście jest, lecz o świat, który obowiązuje dla danych osób, o świat im się zjawiający, z takimi cechami, z jakimi się im zjawia” – słowa niemieckiego filozofa wziąłem sobie głęboko do serca. Na miejscu przeczytałem w dokumencie, zwanym Kartą Arki: „Arka nie jest rozwiązaniem, ale znakiem nadziei”. Genialna intuicja, pomyślałem. Niedługo potem usłyszałem życzenia urodzinowe, które wciąż są dla mnie „znakiem nadziei”. – Życzę ci, abyś był taki silny i twardy jak ten stół w Arce – uśmiechnął się szeroko jeden z niepełnosprawnych mieszkańców. Pewnie miał na myśli solidną konstrukcję mebla stojącego w salonie. Pomyślałem jednak o jego symbolice. O pięknych, choć nieraz trudnych relacjach.
W pierwszym polskim domu Arki, jaki powstał 37 lat temu, poznałem również Karola, mężczyznę z zespołem Downa. Na kilka miesięcy – nie boję się tego powiedzieć – Karol stał się moim mistrzem duchowym. – Mam w domu wiele krzyżyków – pokazał mi kiedyś. – Ale tym najważniejszym krzyżem jest przecież to, czym sami żyjemy – dodał szybko. Nie chciał pociągnąć wątku. – Denerwuje mnie świętość na pokaz. Zgrywanie się na kogoś, kim się nie jest – wyznał.
Również Karol był dla mnie odbiciem Jeana. Zmarł w ubiegłym roku, w Dniu Ojca. Do jego ulubionych powiedzonek należały słowa: „Końca nie będzie. Będzie wieczność”.
Arka płynie dalej.
Piotr Sacha