Zbyt późne powiadomienie straży pożarnej, robotnicy palący papierosy na rusztowaniu wokół iglicy, kable elektryczne prowadzące przez poddasze do dzwonów - to niektóre z tropów podejmowanych w śledztwie w sprawie pożaru w katedrze Notre Dame w Paryżu z 15 kwietnia, o których donosi francuska prasa. Sugerują one, że skala pożaru mogła wynikać z serii ludzkich błędów i nieroztropnych decyzji.
Okazało się na przykład, że straż pożarna została powiadomiona dopiero po 35 minutach od pierwszego alarmu przeciwpożarowego. Po raz pierwszy uruchomił się on o 18.16, wskazując na potencjalną obecność dymu na poddaszu. Lecz administrator budynku i pracownik ochrony nie znaleźli tam nic podejrzanego, gdyż...poszli w niewłaściwe miejsce. Uznano więc alarm za fałszywy i wierni, uczestniczący w Mszy św., których zaczęto już ewakuować z katedry, wrócili na swe miejsca. Jednak syreny włączyły się po raz drugi o 18.30. Między 18.40 a 18.50 administrator i pracownik ochrony zlokalizowali płomienie u podstawy iglicy, znajdującej się na dachu świątyni. Dopiero wtedy zawiadomiono strażaków - 35 minut po pierwszym alarmie.
Po przybyciu na miejsce strażacy zorientowali się, że sprzęt, którym dysponowali był niewystarczający do ilości wody, jakiej potrzebowali do gaszenia ognia. Zanim dostarczono im sprzęt o większej mocy, ogień zdążył się już rozpalić na dobre.
Media zauważają, że choć wśród możliwych powodów pożaru śledczy dają pierwszeństwo zwarciu elektrycznemu, szczególnie ze względu na obecność silników wind prowadzących na rusztowanie wokół iglicy i skrzynek elektrycznych, niezbędnych na budowie, to jednak znajdują się one dość daleko od miejsca, w którym pożar się rozpoczął.
Śledczy odkryli natomiast, że robotnicy firmy Europe Echafaudage pracujący na rusztowaniu niekiedy palili papierosy w czasie pracy. Policjanci znaleźli tam bowiem siedem niedopałków.
Wskazuje się także na słabość ochrony katedry. Na miejscu obecny był tylko jeden jej pracownik, choć plan przeciwpożarowy przewiduje dwóch. Ponadto nie było w ogóle nikogo pracującego na nocną zmianę.
Odkryto również, że na poddaszu świątyni były kable elektryczne, doprowadzające prąd do małych dzwonów, znajdujących się w iglicy, a zelektryfikowanych na czas renowacji wielkich dzwonów z katedralnych wież. Było to rozwiązanie tymczasowe, mające trwać do zakończenia prac, jednak elektryfikację dzwonów w iglicy zachowano także potem. Dzwony te uruchomiły się 15 kwietnia o godzinie 18.04 - 12 minut przed pierwszym alarmem przeciwpożarowym. I choć nie jest na razie możliwe stwierdzenie, że zwarcie elektryczne w kablach doprowadzających prąd do tych dzwonów było przyczyną wybuchu pożaru, to hipoteza ta jest bardzo poważnie brana pod uwagę przez śledczych.
Już wcześniej źródła policyjne stwierdziły, że jeśli pożar był wypadkiem, to „na 90 procent” spowodowany był on problemami z elektrycznością, gdyż „jest to jedyne źródło energii w budowli”.