Jestem mordercą, cudzołożnikiem, zdrajcą, prochem ucałowanym przez Najwyższego. Jak to dobrze, że On ma czas i uzdrawia mnie w procesie. Inna sytuacja by mnie zabiła. Błyskawicznie. Nie zniósłbym brutalnej prawdę o swej duchowej kondycji.
25.03.2019 08:15 GOSC.PL
„Tato! Z tych ziarenek, które zasadziłem dwa dni temu, wyrósł już ogromny las!” – krzyknął wczoraj zdumiony Nikodem.
Lubię rzeżuchę. Nie chodzi mi nawet o jej intensywny smak. Lubię patrzeć, jak rośnie. W ciągu kilku dni suche brązowe ziarenka zamieniają się w mikrodżunglę. W życiu duchowym rzadko mamy do czynienia z rzeżuchowym wzrostem. Wszystko jest rozwleczone w czasie. Dzięki Bogu, bo inna sytuacja by nas zabiła. Błyskawicznie. Kto zniósłby pełną, brutalną prawdę o swej duchowej kondycji?
Co z tego, że znam reguły: „nadstawiaj policzek”, „dawaj, a będzie ci dane”, „przebaczaj, by i tobie przebaczył Ojciec”, „nie stawiaj oporu złemu”, „kochaj nieprzyjaciół”, skoro żyję jak poganin? Jestem cudzołożnikiem („jeśli pożądliwie spoglądasz na kobietę już w swym sercu dopuściłeś się cudzołóstwa”), zabójcą („każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi, a kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego”).
Bóg zazwyczaj uzdrawia nas w procesie. Przez maleńkie, niepozorne gesty, ziarenka. Zmienia logikę świata, bo nas pociąga raczej to, co wielkie, spektakularne, nadające się na pierwsze strony gazet. Ten, który na miejsce narodzin swego Syna wybrał grotę w niewielkim Betlejem, kocha maleńkie, błahe, niepozorne gesty.
Apostołowie proszą: „dodaj nam wiary” (w innych tłumaczeniach „przymnóż”), a Jezus odwraca ten kierunek: „Panowie, nie tędy droga. Nie chodzi o dodawanie, przymnażanie. Macie stać się tak mali jak…”. Chcecie więcej? Szukajcie tego co małe.
Marcin Jakimowicz