Kierowców wjeżdżających do Kalisza wita tablica z napisem: „Idźcie do Józefa”. To cytat sprzed... czterystu lat. Aktualny do dziś. Zwłaszcza dziś.
19.03.2019 10:26 GOSC.PL
Zaparkowałem samochód przy uliczce odchodzącej od placu Świętego Józefa. Spojrzałem na zegarek – miałem godzinę do umówionego spotkania z kustoszem sanktuarium św. Józefa (rzut kamieniem od mojego auta). Szybka decyzja. Wpisałem w nawigacji: „Szulec”, wbiłem jedynkę i ruszyłem, wciąż nieco w ciemno.
W Betlejem ukazał się Józefowi anioł. Przyszedł we śnie i polecił mu: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu” (zobacz Mt 2,13). Opiekun Jezusa natychmiast poszedł za tym słowem. Wyruszył jeszcze w nocy.
Prawie 400 lat temu we wsi Szulec ciężko choremu mężczyźnie, niejakiemu Stobieni, przyśnił się św. Józef. I obiecał: „Wyzdrowiejesz, gdy każesz namalować obraz św. Rodziny i ofiarujesz go kolegiacie kaliskiej”. Józef i Maryja idą z małym Jezusem za ręce. A nad nimi Bóg Ojciec i Duch Święty. Malarz (do dziś nie znany jego nazwiska) dokładne instrukcje, co malować, otrzymał od Stobieni (no a ten, we śnie, od św. Józefa). „Najświętsza rodzina spacerująca” – trafnie określił ten obraz ks. Jan Twardowski. Acha, najważniejsze: Stobienia wyzdrowiał, obraz ofiarował kolegiacie. Zaczęły dziać się cuda. Można go oglądać do dziś w kaliskim sanktuarium. A nad obrazem słowa: „Idźcie do Józefa”.
Wieś Szulec leży 13 kilometrów na wschód od Kalisza. Szukając śladów tamtych wydarzeń sprzed 400 lat, dotarłem do małej kapliczki. Stoi przy głównej drodze. Był też obrazek – kopia cudownego obrazu świętego Józefa. I tabliczka: „Wdzięczności. Mieszkańcy Szulca”.
Tego samego dnia oglądałem jeszcze wiele innych „wdzięczności” Józefowi. Stara księga z 1780 r. opisuje 600 cudów za wstawiennictwem św. Józefa. Niełatwa lektura. Pisana polszczyzną z czasów, gdy Polską rządzili jeszcze królowie. Cud 164: „Imć Páni Franciszka z Rychlowskich Rosnowska przez kilka lát ciężko bez nádziei życia chorując – zacząłem czytać i błyskawicznie przeniosłem się w czasie – gdy żádne lekárstwa naymnieyszego nie czyniły skutku, uciekła się do Opieki Świętego Józefa, w Kollegiaty Káliskiey Obrázie Cudámi słynącego, od ktorego záwsze doznawała Łáski, i ledwo co tylko Septennę (w Polsce najstarsze nabożeństwo do św. Józefa – przyp. P.S.) odpráwić i pieszo náwiedzić obraz Świętemu przyobiecáła, tey samey godziny do zupełnego przyszła zdrowia.”
Wracając z Szulca do Kalisza, postanowiłem nadrobić nieco drogi, zahaczając o Koźminek. W tym dawnym mieście (miasto do 1870 r.) szalała ciężka, zakaźna choroba. Z pomocą mieszkańcom przyszedł św. Józef. Zapiski mówią o kilkuset uzdrowieniach z zarazy. W kościele św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Koźminku nad ołtarzem zobaczyłem niesamowity obraz św. Józefa. Kilkuletni Jezus nakłada opiekunowi na głowę wieniec. Jest coś jeszcze, Józef ma srebrne sukienki. Podczas renowacji obrazu okazało się, że Święty Opiekun oryginalnie „ubrany” został w sutannę z guzikami. Być może autor malowidła chciał zwrócić uwagę na to, że św. Józef to doskonały wzór i dla ojców, i dla kapłanów.
„Najświętsza rodzina spacerująca” oraz mały Jezus koronujący swojego ziemskiego opiekuna. Tamta podróż po okolicach „młodego duchem najstarszego miasta w Polsce” (tak mówią o swoim mieście kaliszanie) mocno uświadomiła mi, że uroczystość Świętego Józefa, Oblubieńca Maryi to w gruncie rzeczy bardzo rodzinna uroczystość.
Na następnej stronie można zobaczyć wspomniane w tekście obrazy.
Piotr Sacha