Być może są tacy, którzy przyjmują wolę Bożą w podskokach, a na słowa o „zaparciu się samego siebie” reagują okrzykiem „Chwała Panu!’. Ja się zapieram. Rękami i nogami.
18.03.2019 08:06 GOSC.PL
Każdego dnia w redakcji odmawiamy „Anioł Pański”. Taka świecka tradycja… I coraz częściej, gdy na koniec recytujemy jak z nut słowa: „abyśmy, przez Mękę Jego i Krzyż do chwały zmartwychwstania byli doprowadzeni” mam ochotę dopowiedzieć: „za uszy”.
„Cieszę się, że matka ma wrażenie, iż stoi w miejscu w swoim życiu duchowym. Cieszyłbym się bardziej, gdyby matka miała uczucie, że się cofa” – pisał benedyktyn o. John Chapman do pewnej zakonnicy.
Ojciec Michał Zioło prze do przodu, stoi w miejscu, cofa się? – zapytałem trapistę.
– Ojciec Michał jest pociągany – odpowiedział – To cała tajemnica wzrostu duchowego. Gdy mamy wrażenie, że idziemy to jest nieprawda, gdy mamy wrażenie, że stoimy w miejscu to jest nieprawda i gdy mamy wrażenie, że się cofamy to też jest nieprawda. Dlaczego? Bo to są nasze kategorie i nasze odczucia. O. Chapman byłby zadowolony, gdy ta mniszka wreszcie zrzuciła te wszelkie kategorie mierzenia i ważenia wzrostu duchowego tylko dała się pociągnąć. To traho − pociąganie, noszenie przez Jezusa jest istotą życia duchowego. Jesteśmy barankami, które On odnalazł i niesie na ramionach, by zanieść z powrotem do stada. Jesteśmy pociągani, bo zapieramy się rękami i nogami. Jasne. Każdy się opiera. Bo Jezus pociąga nas do światów, które opuściliśmy uważając, że gdzieś z boku jest lepiej. Uciekamy przed problemem w jakiś mistycyzm, a Jezus przychodzi i mówi: „Nie zwiewaj. Tam jest problem i tam właśnie cię zaprowadzę. Masz się z nim zmierzyć”.
Bardzo pomogły mi te słowa. Wiecie ile razy zwiewałem? Ile razy przez ostatnie trzydzieści lat idąc na spotkanie wspólnoty obiecywałem sobie, że to już ostatni raz? Ile razy nuciłem pod nosem mantrę: „Ja tam nie pasuję!”. Doskonale znałem swą kondycję, słabość. „Grzech mój był ciągle przede mną”. Ile razy miałem ochotę zająć „z góry upatrzone pozycje”…
Na szczęście On jest wierny słowu. „Nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie:” (Hbr 6, 13). Nigdy nie zerwie przymierza krwi, którą przelał Jego Syn. Nigdy ze mnie nie zrezygnuje. Wołam jak Oblubienica z Pieśni nad Pieśniami: „Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!”.
Pociągnij mnie. Jeśli trzeba będzie to za uszy.
Marcin Jakimowicz