Nowozelandzka policja poinformowała, że aresztowano 4 osoby w związku ze śledztwem ws. ataków na dwa meczety w Christchurch. Wśród zatrzymanych jest jedna kobieta. Na miejscu, gdzie doszło do strzelaniny, znaleziono "materiały wybuchowe domowej produkcji".
Przestrzeń powietrzna nad Christchurch pozostaje zamknięta do odwołania, ponieważ wciąż utrzymuje się zagrożenie atakami - poinformowała rzeczniczka urzędu ds. lotnictwa cywilnego Pania Shingleton. Jej wypowiedź cytuje portal informacyjny "Stuff".
O znalezieniu bomb domowej roboty informuje agencja AFP.
Policja wciąż nie podała dokładnej liczby ofiar. W większości doniesień pojawia się liczba 27 zabitych, ale niektóre agencje mówią o 9 ofiarach śmiertelnych.
Media światowe podają, że reprezentacja Bangladeszu w krykieta, która przebywa właśnie w Christchurch i jest zakwaterowana w pobliżu Hagley Park, gdzie znajduje się jeden z meczetów, który był sceną strzelaniny, "jest cała i zdrowa; nikomu nic się nie stało".
"To najczarniejszy dzień Nowej Zelandii" - powiedziała premier Jacinda Ardern po piątkowych atakach w dwóch meczetach w Christchurch, w wyniku których mogło zginąć nawet 27 osób. Szefowa rządu podała, że zamachowców mogło być kilku.
Dziennik "Otago Daily Times" twierdzi, że zginęło łącznie 27 osób, a liczba rannych nie przekracza trzech dziesiątków - podał na swych stronach ten wydawany w Dundedin nowozelandzki dziennik.
Policja nie wyklucza, że ataki zostały przeprowadzone przez kilka osób pozostających w zmowie. Oznacza to, że zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego wciąż istnieje. Nie wiadomo, czy przez zamachowców nie są planowane jakieś inne akty terroru. Władze policyjne zaapelowały do obywateli Nowej Zelandii, by unikali odwiedzania miejsc kultu muzułmańskiego w całym kraju.
Mieszkańcom Christchurch nakazano pozostać w domach aż do odwołania.
Wcześniej media podały informację, że sprawca strzelaniny w meczecie Masdżid Al-Nur, w pobliżu Hagley Park, wciąż jest na wolności i stanowi zagrożenie. Trwa pościg za nim.
Do strzelaniny miało dojść ok. 14:45 (godz. 2:45 w nocy w Polsce) w meczecie Al-Nur i przed godz. 16 (godz. 4 nad ranem w Polsce) - w położonym na przedmieściu Christchurch meczecie Masdżid Linwood.
Wciąż nie jest jasne - wskazuje Reuters - czy do strzelaniny doszło wewnątrz meczetu położonego koło Hagley Park czy też raczej na dziedzińcu przed nim. Wiadomo tylko, że uzbrojony mężczyzna wtargnął do świątyni, a o 14:45 czasu lokalnego, po zakończeniu porannych modlitw, meczet został otoczony przez oddziały specjalne. Wtedy też miało dojść do wymiany ognia.
Rosyjska agencja TASS podała, że w czasie ataku w meczecie przebywało od 200 do 300 ludzi.
Policja potwierdziła wcześniejsze doniesienia, że również w innym meczecie, znajdującym się w Linwood na przedmieściach Christchurch - w meczecie Linwood Masdżid - doszło w piątek do strzelaniny. Nie podała jednak, czy były ofiary w ludziach i czy są ranni.
"Sytuacja, z jaką mamy do czynienia w Christchurch, jest poważna i rozwojowa" - zaznaczył w wydanym przez siebie oświadczeniu szef nowozelandzkiej policji komisarz Mike Bush.
W ocenie policji skala zagrożeń jest skrajnie wysoka. Władze miasta podjęły decyzję o zamknięciu do odwołania wszystkich szkół w Christchurch.
Bilans ofiar nieustannie rośnie. Początkowo dziennik "New Zealand Herald" podawał na swej stronie, że prawdopodobnie 9 osób straciło życie, ale policja nie potwierdziła tej informacji. Nie wydała też żadnego oświadczenia opisującego zdarzenie. Obecnie mówi się o ok. 27 ofiarach śmiertelnych. Liczba ta nie została oficjalnie potwierdzona.