Rut kumple żegnali tak wylewnie, że interweniowała policja. Dorota, fanka Nirvany, była bliska podpisania aktu apostazji, a Róża przemyciła płyty Guns N’ Roses, by sprzątać klasztor przy dźwiękach „November rain”. Znalazły swe miejsce we wszechświecie. Dlaczego w zakonie? Bóg raczy wiedzieć.
Wszystko na jedną kartę - s. Róża Gołkowska, franciszkanka od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej
henryk przondziono /Foto Gość Moje marzenie? Mąż i sześcioro dzieci. Wyobrażałam sobie, że rano będę robić kanapki: najpierw mężowi, który idzie do pracy, potem dzieciom do szkoły. Naprawdę chciałam być w domu: gotować, sprzątać i rodzić dzieci. Taki był mój plan na życie.
Ciągle się zakochiwałam. Ideał mężczyzny? Mickey Rourke w wersji sprzed trzydziestu lat! (śmiech) Znałam wszystkie jego filmy. Czy to moja wina, że zagrał też św. Franciszka? Film zrobił na mnie duże wrażenie Najbardziej – wolność Franciszka. Zostawił wszystko, nie był niczym skrępowany, ale wolny w wyborach…
Chciałam też zostać aktorką. Mój sen z młodości? Odbieram Oscara i recytuję jak z nut: „Dziękuję Panu Bogu za talent i mojemu mężowi Mickeyowi Rourke za wsparcie”. (śmiech) Gdy kiedyś kończyłam staż pielęgniarski, koledzy z roboty dali mi małą statuetkę Oscara i wydeklamowałam przed nimi tę kwestię.
Twardo stąpałam po ziemi. Kiedyś rozmawiałam z jedną znajomą, która wstąpiła do zakonu. Kiedy w uniesieniu zaczęła mi opowiadać o życiu za klauzurą, bez telewizji, w samych „ochach” i „achach”, rzuciłam: „Hej, ty w ogóle wiesz, że Kurt Cobain się zastrzelił, a Rysiek Riedel przedawkował? Halo, masz jakiś kontakt ze światem czy fruwasz pół metra nad ziemią?”.
Od trzeciej klasy liceum myśl o klasztorze była coraz bardziej intensywna. Odrzucałam ją, jak tylko przychodziła. W końcu powiedziałam: „Jak zdam maturę, pójdę do zakonu”. Łatwo było mi to powiedzieć, bo sądziłam, że nie zdam. (śmiech) Zdałam. „To teraz, Panie Boże, pójdę na pielgrzymkę do Częstochowy”. Zaraz… trochę za daleko. To do Piekar. Z Tarnowskich Gór to jedynie rzut beretem!
Poszłam z koleżanką. W głowie trwała walka: iść do zakonu czy nie? Miałam na sobie żółtą koszulkę z jakimś angielskim napisem. „Wiesz, co tu masz napisane?” − zapytała kumpela. „To zależy od ciebie”.
Dostałam odpowiedź. (śmiech) Jestem przekonana, że w powołaniu nie ma żadnego przymusu. Chcesz? Idź. Nie chcesz? Nie idź. Bóg zawsze proponuje. Im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonana, że On daje wolność. Nie tłamsi, nie zmusza do niczego. Jest tak, jak brzmiał napis na koszulce…
Czasami słyszę pytanie: „Czego Pan Jezus od ciebie oczekuje?”. Nie sądzę, że On czegokolwiek ode mnie oczekuje. Co to byłby za związek, w którym strony spełniają swoje oczekiwania? On daje mi całego siebie. Bezinteresownie.
„To zależy od ciebie” − to zdanie stało się dla mnie kluczowe. Coraz częściej wracała myśl o zakonie.
W Piekarach podeszłam do straganu: „Macie coś o św. Franciszku?”. Mieli słynne „Kwiatki”. „Zaraz, mam tu coś jeszcze” – ekspedientka schyliła się pod stół. Podała mi książeczkę „Najniższy” Christiana Bobina. Mam ją do dzisiaj. Jest cała pokreślona…
„Trzeba skończyć szkołę” – pomyślałam po liceum. Hm, ale jaką? Już wiem, będę fotografem! Okazało się jednak, że na fotografię w Opolu trzeba zdać fizykę. Odpada. To może zostanę pielęgniarką?
„Dlaczego ten wybór?” − usłyszałam. „Bo tu, w Bytomiu, jeszcze w szkole przyjmujecie. Poza tym chuda nie jestem, to kogoś na łóżku podniosę”. Zero motywacji.
Przyjęli mnie. Pierwszego dnia na lekcję do klasy weszła… siostra zakonna. Przedstawiła się: „Jestem siostra Franciszka”. Franciszka!!!
Wytrzymałam w szkole cztery dni. Coś mnie wewnątrz szarpało, nie umiałam usiedzieć. W domu wzięłam do ręki „Encyklopedię chrześcijaństwa”. Zerknęłam na hasło „franciszkanki”. Mnóstwo zgromadzeń… Które wybrać? Pojechałam do Częstochowy, by zobaczyć jakieś ulotki. Przychodzę na miejsce: nie ma klamki. Spotykam jakiegoś księdza: „Gdzie znajdę jakieś ulotki o zgromadzeniach?”. „Obok jest poradnia psychologiczna” – odpowiedział.
Weszłam, siedzi jakaś kobieta: „No, to teraz porozmawiamy, czy masz powołanie i do jakiego klasztoru: czynnego czy kontemplacyjnego”. „Proszę pani, powołanie to ja mam – przerwałam te wywody – i wiem, że do czynnego. Proszę, tu jest kartka. Nie wie pani, gdzie są klasztory tych sióstr?”
Zrezygnowana odparła: „Te »od Pokuty« są tu, za rogiem.
Poszłam pod wskazany adres. Mała tabliczka „SS. Franciszkanki”. Westchnęłam: „Jezu, nic o nich nie wiem, nie wiem, co robią, jakie mają habity. Ale zostaję”. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz. Nie ma odwrotu. Szłam jak buldożer.
Dzwonię na furtę. Otwiera jakaś siostra: „Na nocleg?”. „Nie… ja… do sióstr” . W domu popłoch: „Kandydatka! Kandydatka!”. (śmiech) „O, a to nasza założycielka” – jedna z sióstr pokazała mi obraz. „To Franciszek was nie założył?” – przeżyłam swój pierwszy klasztorny zawód.
Przed furtą wypaliłam ostatniego papierosa. Rozmawiałam z siostrą przełożoną. „Jedziemy do naszego domu w Orliku. Zabierzesz się z nami?” − zaproponowała. „Jasne!” – wypaliłam. „Mam wziąć pościel i lampkę?” „Spokojnie” – zdziwiła się. „Może najpierw sobie pooglądaj, jak żyjemy?”
Po kilku dniach jechałam: z pierzyną i lampką. 29 września, w święto Archaniołów. Jeden Anioł Stróż nie był w stanie mnie przyciągnąć, więc musiał poprosić wyższych rangą kolegów.
Co przemyciłam do klasztoru? Magnetofon z płytami. Guns N’ Roses. Axl Rose musiał być. Dostałam tę płytę na śluby wieczyste od kuzyna, który doskonale wiedział, co lubię. Pamiętam, jak tuż po ślubach sprzątałam łazienki w częstochowskim klasztorze przy głośnych dźwiękach: „Knockin’ on Heaven’s door” i „November rain”.
Czy miałam w zakonie problemy z wczesnym wstawaniem? Mam do dzisiaj… Wiecie, jaka ja jestem pobożna, gdy dzwoni budzik? Tylu aktów strzelistych nie zmawiam przez cały dzień!
Bóg złożył mi propozycję zakonnego życia. Byłam bardzo zaskoczona i zdezorientowana. Zaufałam Mu i nigdy się na Nim nie zawiodłam. Najbliższy memu sercu fragment Ewangelii to: „Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: »Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie«”. I za to Mu dziękuję.
Marcin Jakimowicz; GN 5/2019