Chrześcijanin nie czeka, aż ktoś z „drugiej strony barykady” wyciągnie rękę na zgodę. On pierwszy na kamień odpowiada chlebem.
Nie rozpamiętujmy krzywd
W opowieści Johna Baptisty Bashobory z diecezji Mbarara w Ugandzie najbardziej ujmuje mnie jedna historia. Kiedy miał dwa latka, zmarł jego ojciec. John trafił na wychowanie do ciotki. Gdy wybrał drogę kapłaństwa, w dniu święceń ciotka podeszła do niego i skruszona wyznała: „Gdy byłeś mały i trafiłeś do mnie, wiele razy myślałam o tym, by cię zabić”. „Przebaczam ci, ciociu” – odpowiedział. „To nie wszystko. To ja… otrułam twojego tatę”. Przebaczył. I jak sam wyznaje, doświadczył wówczas duchowego uzdrowienia.
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” – nauczał Jezus (Mt 22,39). – Jest w tradycji chrześcijańskiej taki nurt rozumienia słów Chrystusa, w którym chodzi o to, by przebaczyć bez zbytniego rozpamiętywania wyrządzonych krzywd – wyjaśnia ks. Mariusz Rosik, biblista, profesor nauk teologicznych. – To nieprawda, że gdy nie opowiem Bogu na modlitwie w detalach o zadanych mi ranach, nie zostanę uzdrowiony. Czyżby Bóg nie znał tych sytuacji? Oczywiście, że je zna. Czy jest zbyt słaby, by nie mógł posklejać zranionego serca, jeśli nie opowiem Mu w szczegółach o wyrządzonych mi krzywdach? Oczywiście, że nie jest zbyt słaby. Czyż Bóg nie potrafi złożyć na nowo rozbitego na kawałki dzbana? Oczywiście, że potrafi! Boski Garncarz potrafi stworzyć go na nowo. Bóg może przyjść z darem uzdrowienia serca w jednej chwili.
Paweł, mówiąc o miłości, uczy postawy, czyli formy stałego sposobu postępowania. Przebaczenie, które jest istotnym wyrazem postawy miłości, polega nie tyle na każdorazowym wysiłku darowania wyrządzanego zła, ile na stałej skłonności serca, by pragnąć dobra drugiego człowieka, bez względu na to, czy jest on mi życzliwy, czy nie. Są ludzie zmuszeni, niezależnie od nich samych, do życia w środowisku zazdrości, zawiści czy złośliwości ze strony innych. Przebaczenie polega wówczas na unikaniu zemsty i pragnieniu nawrócenia bliźniego.
W tym przypadku błędem jest utożsamianie przebaczenia z uczuciem. Przebaczenie to akt woli poparty rozumowymi argumentami. Pozytywne uczucia wobec osoby, która zawiniła, mogą, ale nie muszą, pojawić się z biegiem czasu jako umocnienie aktu woli. Gdyby przebaczenie było przede wszystkim uczuciem, niemożliwa byłaby realizacja przykazania miłości nieprzyjaciół. Nie sposób przecież żywić pozytywnych emocji wobec osób całkiem nieżyczliwych. Program Dwunastu Kroków stosowany przy terapii różnych uzależnień nakazuje zrobić inną listę – listę osób, które ja skrzywdziłem, by im zadośćuczynić wyrządzone zło i modlić się za nich. Podejmując konkretne kroki, by naprawić wyrządzone krzywdy, przybliżam się ku Bogu, któremu w ten sposób okazuję miłość. A jednocześnie okazuję miłość także tym, którzy mnie zranili. Staję się instrumentem i artystą pieśni, której dźwięki wyrażają miłość wobec Boga i bliźniego, a przez to – wobec mnie samego.
– Człowiek, który przebacza, nie tylko uzyskuje wolność, ale i zwraca ją osobie, która go zraniła. Zdejmuje z jej szyi pętlę, którą spętał ją przez swe nieprzebaczenie – dopowiada o. Rafał Kogut, kapelan więzienia w Cieszynie. – Potrzebna jest decyzja: chcę przebaczyć. To może być proces. Może potrzebuję codziennie przez jakiś czas zwracać się do Jezusa i prosić: „Daj mi tę łaskę, bym przebaczył”.
„Może masz i rację, ale jakie z tego dobro?”. Dlaczego te słowa od lat nie dają mi spokoju?
Marcin Jakimowicz; GN 5/2019