Salezjańscy misjonarze, którzy oddali swoje życie za uczennice

Bandyci dziwili się ich odwadze i spokojowi. Nie bali się śmierci. Bp Alojzy Versiglia i ks. Kalikst Caravario umierając patrzyli w niebo.

 

"Jadę do Chin, gdzie czeka mnie męczeństwo"

Kalikst Caravario urodził się 8 czerwca 1903 roku niedaleko Turynu. Gdy miał pięć lat rodzice przenieśli się do Turynu, niedaleko salezjańskiego oratorium, do którego chłopak zaczął uczęszczać. Kalikst był niezwykłym chłopcem, który bardzo kochał swoją matkę. Gdy ta radziła mu, by szedł pobawić się na dwór, on odpowiadał, że chce zostać  z nią. Gdy widział łzy w jej oczach, brał ją za rękę i mówił: "Odwagi, mamo. Pomodlę się za ciebie!" i biegł do kościoła. W przeciwieństwie do Alozjego Versiglii od początku wiedział, że chce zostać księdzem. W oratorium spotkał salezjanów, z którymi potem współpracował w Chinach: kl. Karola Braga i ks. Sante Garelliego.

W 1914 roku zaczął uczyć się w gimnazjum salezjańskim na Valdocco. Mając 15 lat wstąpił do nowicjatu. 19 września 1919 roku złożył śluby. Wtedy ks. Braga wyjechał do Chin. Kalikst stwierdził, że i on na pewno tam pojedzie. W 1922 roku spotkał ks. Versiglię. Dwa lata później wyruszył na misje. Ks. Garelli usłyszał wtedy od matki Kaliksta: "Chętnie powierzam mojego syna w ręce księdza Bosko. Powierzam go księdzu, proszę, niech ksiądz będzie mu ojcem". Kalikst będąc w podróży notował w swoim dzienniku: "Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi tak wspaniałą matkę". Do mamy pisał: "Myślę często o Italii, ale nie płaczę. Pan dał mi siłę, by dobrowolnie, z radością, złożyć ofiarę z samego siebie". Przez dwa lata przebywał w Szanghaju. Uczył się chińskiego, francuskiego i angielskiego.

Pisał w liście: "Kochana Mamo! Choć mam 20 lat, uczę się dopiero pisać i wymawiam niektóre wyrazy jak dzieciak. Chiński nie jest łatwy, ale gdy Mamusia się pomodli za mnie, to twój Kalikst da sobie radę ze wszystkim." Kilka miesięcy później pisał: "Kochana Mamo! Teraz wiadomość, która Cię na pewno ucieszy. Dziś po raz pierwszy uczyłem chłopców katechizmu po chińsku [...] Z radością spostrzegłem, że mnie dość dobrze rozumieli". Dzieło salezjańskie się rozrastało. W internacie w pewnym momencie było 300 chłopców. "To prawda, że Cię opuściłem, ale tu są chłopcy, którzy w ogóle nie mają mamy...". Co ciekawe przed podróżą do Chin kl. Caravario powiedział:

"Jadę do Chin, gdzie czeka mnie męczeństwo".

18 maja 1929 roku otrzymał z rąk biskupa Versiglia święcenia kapłańskie. Do matki pisał: "Mamo, piszę do Ciebie przepełniony radością w sercu. Dzisiaj zostałem wyświęcony na księdza na zawsze. Od teraz twój Kalikst nie jest już twój, należy w pełni do Boga. Czy czas mego kapłaństwa będzie długi czy krótki? Nie wiem. Najważniejsze, żebym mógł powiedzieć, gdy stanę przed Bogiem, że łaski, których mi udzielił, przyniosły owoce". W ostatnim liście do mamy pisał: "Czuję, że jesteśmy w rękach Pana. Bądź dzielna, mamo. Niech nic cię nie przeraża. Minie życie i skończą się troski: w raju będziemy szczęśliwi". 

Do zobaczenia w niebie

Na początku lutego 1930 bp Versiglia poprosił ks. Caravario, by towarzyszył mu w podróży wizytacyjnej. 23 lutego bp Alojzy pożegnał się z podopiecznymi. Każdemu życzył dobrej nocy. Powiedział, że wyrusza w długą podróż. "Jeśli nie będzie nam dane spotkać się na tym świecie, spróbujmy się znaleźć wszyscy w raju". 24 lutego salezjanie wyruszyli w swoją ostatnią podróż, razem z nimi byli dwaj chińscy katecheci i trzy uczennice. 25 lutego około południa zatrzymała ich grupa bandytów. Zażądali 500 dolarów wykupy. Zagrozili zastrzeleniem, dwóch zaczęło krzyczeć: "Zabijmy tych dwóch obcych diabłów". Zażądali wydania dziewcząt. Salezjanie się sprzeciwili. W końcu wyrzucono ich z barki na ląd i zaprowadzono do pobliskiego lasu bambusowego. Dziewczęta chciały podążyć za salezjanami. Co zdziwiło bandytów. "Jesteście Chinkami, dlaczego chcecie podążać za księżmi i umrzeć? Trzeba zniszczyć religię katolicką." Bandyci byli zdziwieni również postawą salezjanów. "Nie boicie się śmierci?" "Jesteśmy misjonarzami - odpowiedział biskup - dlaczego mielibyśmy się bać śmierci?" Dziewczęta widziały z pewnej odległości misjonarzy. "Ich oblicza były łagodne i uśmiechnięte, modlili się na głos. Modlili się za nas". Biskup chciał jeszcze uprosić łaskę darowania życia Caravario, ale bandyci nie chcieli negocjować. Dało się słyszeć pięć strzałów. Po kilku dniach dziewczęta zostały uwolnione. Odzyskano także ciała męczenników.

Pogrzeb odbył się 5 marca 1930 roku. Był niesamowity. Wysoki urzędnik w swoim przemówieniu użył takich słów: "Kościół katolicki jest wspaniała instytucją. Potrafi wychować i dać społeczeństwu ludzi, którzy aż do śmierci stoją na straży swych obowiązków, ludzi gotowych nawet umrzeć za swe duchowe dzieci". Maria Thong, jedna z uczennic, którym życie uratowali misjonarze, napisała pod przysięgą:

"Zawsze żywiłam szacunek i sympatię do księdza Versiglia. Po jego śmierci mój szacunek wzrósł jeszcze bardziej, ponieważ oddał za mnie życie".

Jan Paweł II 15 maja 1983 roku ogłosił ich błogosławionymi. 1 października 2000 roku zostali ogłoszeni świętymi.


Teksty, z których korzystałam:

Ks. Stanisław Szmidt sdb, Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej, Wydawnictwo Salezjańskie 1997

I buoni pastori danno la vita

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Małgorzata Gajos