Wzięło w nim udział około 300 osób. Policja nie dopuściła do zatrzymania marszu przez jego przeciwników.
Maszerujący mieli flagi narodowe i ONR, szli pod hasłem "Hajnówka" na biało-czerwonym tle, z przodu widać też było baner z wizerunkami żołnierzy wyklętych i hasłem "Cześć i chwała bohaterom". Wśród haseł było słychać m.in. "To my, to my, Polacy!", "Bóg, honor i ojczyzna!", "Precz z komuną!", ale również "Bury - nasz bohater!".
W grupie osób przewodniczących zgromadzeniu dziennikarze zauważyli przedstawiciela jednego ze środowisk narodowych Piotra Rybaka, ale w trakcie manifestacji nie zabierał on głosu. Wśród transparentów był np. poświęcony Romualdowi Rajsowi "Buremu" i Józefowi Kurasiowi ps. "Ogień" "Najwięksi wyklęci z wyklętych - nasi bohaterowie" - głosił napis na tym banerze z podpisem "Bydgoscy Patrioci".
Marsz od początku wzbudza w Hajnówce emocje, bo upamiętnia m.in. właśnie postać kpt. Romualda Rajsa "Burego", którego oddziały podziemia niepodległościowego w 1946 r. spacyfikowały kilka wsi w okolicach Bielska Podlaskiego, zamieszkiwanych przez prawosławną ludność pochodzenia białoruskiego. Zginęło wówczas 79 osób, w tym dzieci.
W Hajnówce znaczną część mieszkańców stanowią prawosławni pochodzenia białoruskiego. Władze miasta próbowały marszu środowisk narodowych administracyjnie zakazać, ale sąd ów zakaz uchylił. Krytyczne stanowisko przyjęła na początku lutego rada miasta, sprzeciwiająca się gloryfikowaniu Romualda Rajsa "Burego".
Podobnego zdania byli mieszkańcy Hajnówki, którzy z chodników przyglądali się manifestacji narodowców. Ci, którzy rozmawiali z dziennikarzami, zwracali uwagę, że "historii się nie odwróci"; podkreślali, że marsz nie wzbudzałby takich kontrowersji w mieście, gdyby nie padało nazwisko Romualda Rajsa.
Oficjalna organizatorka zgromadzenia publicznego (formalnie to ona zgłosiła go w hajnowskim magistracie) Barbara Poleszuk kilka razy w trakcie przemarszu apelowała o to, by przebiegał on spokojnie. Chodziło zwłaszcza o miejsce, gdzie na narodowców czekali przeciwnicy marszu, m.in. aktywiści ruchu Obywatele RP. Mieli w rękach białe róże, stali z transparentem "Bury nie jest bohaterem".
Do zakłócenia manifestacji środowisk narodowych nie dopuściła policja, która szczelnym kordonem oddzieliła protestujących od uczestników marszu, gdy ci przechodzili obok. Osoby, które nie chciały zejść z trasy marszu, funkcjonariusze usunęli z tego miejsca. "W stosunku do grupy osób policjanci wykonują czynności w związku z próbą zakłócenia przez nich legalnego zgromadzenia" - poinformowała podlaska policja w mediach społecznościowych. Rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa podał potem, że policja podjęła czynności wobec 76 osób, jedną ukarano mandatem, a wobec pozostałych będą skierowane wnioski o ukaranie.
Komendant wojewódzki policji w Białymstoku Daniel Kołnierowicz relacjonował dziennikarzom w Hajnówce, że "kilkadziesiąt osób położyło się na jezdni, nie chcąc przepuścić marszu". "Udało nam się te osoby przesunąć, przenieść na jeden pas ruchu. Zabezpieczyliśmy te osoby tak, aby nie miały styczności z przechodzącym marszem" - mówił Kołnierowicz. Zwracał uwagę, że sam marsz przebiegał spokojnie.
Paweł Kasprzak, prezes Fundacji Wolni Obywatele RP, który uczestniczył w akcji tej organizacji w Hajnówce, powiedział dziennikarzom, że policja zarzuciła mu i innym osobom "zablokowanie legalnego zgromadzenia". "Tak się wyraził dowodzący tą akcją funkcjonariusz, wzywając nas do opuszczenia tego miejsca" - powiedział Kasprzak.
Dodał, że w okrzykach "Bury nasz bohater", padających w trakcie marszu w Hajnówce - jak to określił - "jest coś głęboko po ludzku nieprzyzwoitego", bo to hasło "wznoszone w twarz ludziom, którzy są rodzinami ofiar tego samego +Burego+".
Rzecznik podlaskiej policji powiedział PAP po zakończeniu marszu, iż wzięło w nim udział około trzystu osób, a funkcjonariusze nie odnotowali przypadków eksponowania symboli zakazanych prawem.
"Musimy walczyć o to, żeby nie były powielane kłamstwa. Wiemy, jak w mediach jest przedstawiana sytuacja z 1946 roku we wsiach koło Bielska Podlaskiego. Kto zagłębiał się w te dokumenty, wie jak było. Ale do mediów idzie tylko jeden przekaz" - mówiła na zakończenie przemarszu Barbara Poleszuk. Po nim w Hajnowskim Centrum Kultury odbył wykład na temat stosunku mniejszości narodowych do podziemia niepodległościowego, który wygłosił Leszek Żebrowski.
Pion śledczy IPN, który prowadził śledztwo dotyczące pacyfikacji z 1946 roku przyjmuje, że ofiar działań oddziału "Burego" było 79 (według członków społecznego komitetu rodzin - o trzy więcej), w tym 30 furmanów, z których usług oddział korzystał, przemieszczając się po okolicy. Instytut przyjął kwalifikację prawną tej zbrodni jako ludobójstwo. W 2005 r. umorzył śledztwo m.in. dlatego, że po wojnie prawomocnie zakończyło się postępowanie wobec części sprawców, inni już nie żyli, a pozostałych nie udało się ustalić.
Kpt. Romuald Rajs "Bury" został po wojnie skazany na śmierć przez rozstrzelanie. W 1995 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyroki śmierci wobec niego i jego zastępcy Kazimierza Chmielowskiego. Obaj skazani zostali wtedy zrehabilitowani.
W odpowiedzi na marsz środowisk narodowych, społecznicy i mieszkańcy Hajnówki zorganizowali w sobotnie południe uroczystość upamiętniającą ofiary wydarzeń sprzed 73 lat. W ramach akcji "Wiecznaja Pamiat'/Wieczna Pamięć", która była też organizowana przed rokiem, przy pomniku poświęconym ofiarom wojen, przemocy i represji, usytuowanym w pobliżu Urzędu Miasta w Hajnówce, odczytane zostały nazwiska ofiar pacyfikacji, modlono się w ich intencji i zapalono znicze.
Na skwerze Dymitra Wasilewskiego, gdzie zorganizowano uroczystości, można też było obejrzeć wystawę, która powstała w ramach projektu "Nasza Pamięć" Białoruskiego Towarzystwa Historycznego i Fundacji Kamunikat.org, o historii powojennych stosunków polsko-białoruskich w Podlaskiem. Wystawa dokumentuje miejsca pamięci ofiar pacyfikacji w 1946 r. wsi Zanie, Zaleszany, Końcowizna, Szpaki i Wólka Wygonowska.