Skoczkowie będą dzisiaj rywalizować o medale narciarskich mistrzostw świata. Wśród faworytów kibice wymieniają Stefana Krafta, Ryoyu Kobayashiego, Kamila Stocha i Markusa Eisenbichlera.
O sympatyków Krafta łatwo, bo to reprezentant gospodarzy. Austriak na skoczni Bergisel w Innsbrucku będzie bronił tytułu wywalczonego dwa lata temu w Lahti. Po bardzo udanym dla niego sezonie 2016/17, kolejny był słabszy, a kryzys dotyczył całej austriackiej reprezentacji.
Za sprawą Krafta miejscowi kibice mają jednak znów powody do optymizmu. 25-latek w tym sezonie Pucharu Świata wygrał trzy konkursy, natomiast 4 stycznia właśnie na Bergisel był drugi.
Japońskich fanów spotkać jest znacznie trudniej, ale Kobayashi do tego stopnia zdominował pierwszą część sezonu, że jako najgroźniejszego rywala wymienia go niemal każdy Europejczyk. Zwycięzca 11 konkursów cyklu 2018/19 Kryształową Kulę ma już na wyciągnięcie ręki. Wcześniej nie zdobył jej żaden Japończyk, a ostatnim złotym medalistą MŚ z Kraju Kwitnącej Wiśni był w 1999 roku, również w Austrii, ale w Ramsau, Kazuyoshi Funaki.
Polacy na pytanie o zwycięzcę zwykle odpowiadają krótko - Kamil Stoch. Niektórzy optymiści widzą na podium więcej niż jednego podopiecznego trenera Stefana Horngachera.
"Przecież to już się nie raz zdarzyło" - podkreślił pełen wiary Adam z Rzeszowa.
W tym sezonie dokładnie pięciokrotnie, a po raz ostatni 3 lutego w Oberstdorfie, kiedy wygrał Stoch, natomiast Dawid Kubacki był trzeci.
Stoch zapewnia, że lubi skakać w Innsbrucku. Wygrał tu w 2018 roku, w 2013 był drugi, a w 2014 trzeci. Widok z przylegającej do miasta skoczni Bergisel rzeczywiście jest wyjątkowy.
"Bardzo podoba mi się ten obiekt i atmosfera tutaj" - zapewniał po piątkowych kwalifikacjach, w których był 11.
Trzykrotny mistrz olimpijski ma w dorobku tylko jeden indywidualny medal MŚ - sześć lat temu triumfował w Predazzo. Jeden złoty i dwa brązowe zdobył jeszcze z kolegami w rywalizacji drużynowej.
Ciekawa statystyka dotyczy Piotra Żyły. To jego szóste mistrzostwa, a w konkursach na dużej skoczni zawsze się poprawiał. Zaczął od 35. miejsca w Sapporo, w Oslo był 21., w Predazzo 19., w Falun dziewiąty, a z Lahti wrócił z brązowym medalem.
Dla Niemców postacią numer jeden stał się Eisenbichler. Blisko 28-letni zawodnik wciąż czeka na swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo. Pewnie stanąłby na nim, gdyby nie nagła dominacja Kobayashiego. Tuż za Japończykiem plasował się czterokrotnie. Eisenbichlera bardzo obawia się Adam Małysz.
"Jeśli nie ma problemów w locie i nie przekręca go na którąś stronę, to skacze bardzo daleko. Tu na razie lata prosto" - powiedział o zwycięzcy kwalifikacji dyrektor ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN.
W odwrocie wydają się być Norwegowie. W PŚ wygrać w grudniu w Niżnym Tagile udało się Johannowi Andre Forfangowi. Później natomiast trzykrotnie na podium był Robert Johannson. To właśnie w charakterystycznego wąsacza najbardziej wierzą jego kibice, którzy jednak nie mają wielkich oczekiwań, a humory poprawiają im biegacze.
"Szczerze mówiąc, to wszyscy moi znajomi są teraz w Seefeld na biegach łączonych i pewnie mają większe szanse na obejrzenie norweskiego sukcesu. Zawodów na słynnej Bergisel nie chciałem jednak odpuścić" - przyznał Magnus.
Skoki znane są także z nieprzewidywalności. Ostatnim niespodziewanym mistrzem świata na dużym obiekcie był w 2009 roku w Libercu Andreas Kuettel. Szwajcar w sezonie 2008/09 nawet raz nie stał na podium pucharowych zawodów.
Początek konkursu o godzinie 14.30.