Dokładnie 60 lat temu na przełęczy Diatłowa zginęło 9 uczestników uniwersyteckiej ekspedycji na górę Otorten.
Zdarzenia, do jakich doszło zimą 1959 r. na przełęczy Diatłowa w górach Uralu to sprawa równie tajemnicza jak śmierć Kaszniców w Tatrach (więcej o tej sprawie przeczytasz TUTAJ). Tyle, że mroczna zagadka rosyjskich gór dotyczy aż 9 ofiar śmiertelnych! Ekspedycja, w której brało udział 10 uczestników, obrała sobie za cel górę Otorten - szczyt nazywany przez miejscowy lud Mansów Górą Śmierci. Jeszcze przed właściwym wyjściem w góry jeden z uczestników z powodów zdrowotnych musiał zrezygnować z udziału w ekspedycji.
Pozostali górołazi z końcem stycznia wyszli w kierunku szczytu Chołatczachl, gdzie założyli obóz. 28 stycznia kontakt z członkami ekspedycji urwał się. 20 lutego rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. Po tygodniu znaleziono przysypany śniegiem i... rozcięty od środka namiot. W środku nie było nikogo, znaleziono natomiast rzeczy i buty zaginionych. Na zwłoki piątki zaginionych natrafiono nieopodal obozowiska. Pozostałe cztery ciała znaleziono dwa miesiące później.
Zagadkowe obrażenia i teorie spiskowe
Odnalezienie ciał w żaden sposób nie wyjaśniło zagadki zaginięcia członków wyprawy. Wręcz przeciwnie. Stan, w jakim odkryto zwłoki stał się powodem przeróżnych domysłów i teorii spiskowych. Dwa ciała były półnagie i lekko przysypane śniegiem, miały na rękach rany sugerujące próbę ucieczki na drzewa. Ciało przewodnika nie miało śladów obrażeń, ale leżało w taki sposób, jakby próbował uciekać z powrotem w stronę obozowiska. Zwłoki odnalezione po dwóch miesiącach miały wgniecione czaszki i połamane żebra, a jedna z dziewczyn była pozbawiona języka i oczu. A co najciekawsze, wszystkie ciała były mocno napromieniowane.
Oficjalne śledztwo zamknięto po krótkim czasie, jako przyczyny zgonów podano hipotermię lub urazy fizyczne. Jednak jak do nich doszło, śledczy nie odkryli. W związku z tym przez lata powstało na ten temat wiele teorii spiskowych. Wśród możliwych rozwiązań podawano atak lokalnej ludności, atak niedźwiedzia, likwidację ekspedycji przez prowadzących w tym rejonie tajne działania wojskowych radzieckich, a nawet działania różnego rodzaju sił ponadnaturalnych. Zamęt był tym większy, że w czasie, gdy doszło do tragedii, dwie inne przebywające w okolicy grupy podróżników zaobserwowały na niebie nietypowe światła zbliżone w kształcie do pomarańczowych kul.
Wznowienie śledztwa po 60 latach
Chociaż od tajemniczych wydarzeń na przełęczy Diatłowa minęło 60 lat, sprawa do dziś rozpala wyobraźnię rosyjskiej opinii publicznej. Na początku marca tego roku w rejon tragedii ma wybrać się grupa naukowców z różnych dyscyplin, którzy spróbują ponownie zbadać przyczyny śmierci 9 doświadczonych wędrowców. Wznowienie śledztwa w tej sprawie ma związek m.in. z odnalezieniem w okolicach przełęczy kawałka blachy, podobnego do materiałów, z których wykonywano jedne z pierwszych rakiet dalekiego zasięgu. Choć potencjalny dowód w sprawie odnaleziono już w 2008 r., to dopiero niedawno pojawiły się możliwości poddania go bliższym analizom.
Czy obecne badania przyczynią się do odkrycia jednej z największych tajemnic w historii eksploracji gór? Na odpowiedź na to pytanie musimy poczekać.
Przeczytaj też: "Kryminalne zagadki Tatr"
Wojciech Teister