„Wśród nocnej ciszy” dałoby się jeszcze zacząć, ale już po słowach „wstańcie, pasterze” trzeba by zamilknąć, albo zaśpiewać neutralne wyznaniowo „la la la”.
Od przynajmniej kilkunastu lat lewica nie może się zdecydować, czy powinna być raczej czerwona, czy raczej tęczowa. A tymczasem włodarze stolicy zręcznie połączyli oba nurty ideowe.
Grupa radnych Koalicji Obywatelskiej zażądała, by obchodzona w radzie miasta Wigilia była „wolna od elementów religijnych”. Chodziło oczywiście o to, żeby nie pojawiał się na niej ksiądz – i słusznie, w końcu wyborcy głosowali na Warszawę dla wszystkich, a nie dla księdza – ale przecież elementy religijne w czasie Wigilii to nie tylko obecność duchownego. Problemem jest choćby oprawa muzyczna. „Wśród nocnej ciszy” dałoby się jeszcze zacząć, ale już po słowach „wstańcie, pasterze” trzeba by zamilknąć, albo zaśpiewać neutralne wyznaniowo „la la la”. Z kolędą „Cicha noc” jest jeszcze gorzej, bo problemy pojawiają się już przy czwartym słowie. Z „Pójdźmy wszyscy do stajenki” zostaje tylko pierwszy werset. Inne polskie świąteczne utwory nie są lepsze, więc najbezpieczniej byłoby, gdyby radni zaśpiewali po prostu „Last Christmas” (oczywiście w wersji „Last Winter Holidays”). Aby nie pojawiały się zarzuty o brak poszanowania tradycji można by jeszcze obejrzeć „Kevina”, pogryzając wege karpia – i Wigilia gotowa.
Nie twierdzę oczywiście, że ktokolwiek zarzuca władzom miasta brak szacunku dla tradycji. Trudno to zrobić po decyzji podjętej 13 grudnia. Dokładnie w rocznicę momentu, gdy „ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią” radni rządzącej koalicji oraz prezydent miasta postanowili przywrócić warszawskim ulicom tradycyjne nazwy. Stołeczni politycy pokazali, że pamiętają o Armii Ludowej, Teodorze Duraczu czy Franciszku Zubrzyckim zwanym Małym Frankiem. Warto zwrócić uwagę na tego ostatniego, nieco zapomnianego przez współczesną historiografię bohatera, działacza ruchu robotniczego i partyzanta. Jego istniejąca przez kilka długich dni grupa prawdopodobnie stoczyła potyczkę z przypadkowo napotkanym oddziałem niemieckim (nie jest to pewne, ale skoro została rozproszona, to raczej tak było), a wcześniej – tu akurat wątpliwości nie ma – dokonała śmiałej akcji ekspropriacyjnej. Dzięki operacji przeciw polskiemu leśniczemu partyzanci Małego Franka wzbogacili się o 5 tys. zł oraz dubeltówkę, co niewątpliwie podniosło ich morale i zdolności operacyjne. Szkoda, że Zubrzyckiego upamiętnia jedynie niewielka uliczka na Woli.
Pierwsze decyzje władz miasta nie ograniczają się do spraw symbolicznych. W sobotę na ulice warszawy wyjeżdża tramwaj różnorodności. To miłe, że ktoś pomyślał o pasażerach, którzy w godzinach szczytu z powodu tłoku przepuszczają metro, bo nie są w stanie do niego wsiąść, albo idą na piechotę, bo to szybsze, niż przeciskanie się autem przez korki. Zamiast tego mogą teraz przejechać się tramwajem, który nauczy ich tolerancji, a oduczy agresji.
Trzeba przyznać, że włodarze Warszawy zaczęli nową kadencję z przytupem. Chyba nigdzie w Polsce nie ma samorządu, który tak bardzo zbliżałby nas do standardów znanych z Holandii, Hiszpanii czy Kanady. Czy za przykładem stolicy pójdzie reszta kraju?