– Briege, szukaj Mnie! – usłyszała kiedyś. Irlandzka zakonnica od lat modli się za kapłanów, prosząc Boga, by nie stawali się „konsekrowanymi chłodziarkami”. By kogoś zapalić, trzeba samemu płonąć. Siostra McKenna jest takim zapalnikiem.
Spokojnie
– Byłem dwa razy na rekolekcjach, które prowadziła – wspomina ks. Szymon Kiera, duszpasterz z parafii św. Jadwigi w Chorzowie. – Zachęcała nas, abyśmy mieli wiarę jak Abraham; oczekującą od Boga wszystkiego, abyśmy prosili o łaskę gotowości pójścia za Nim w ciemno, gdziekolwiek nas pośle. Mocno przeżyłem te rekolekcje. Wszystkie puzzle idealnie do siebie pasowały: nauczania, biblijne słowa, które czytałem na modlitwie i adoracji. Na czas rekolekcji wyłączyłem telefon. Byłem misjonarzem diecezjalnym, miałem zaplanowanych wiele konkretnych inicjatyw ewangelizacyjnych, duszpasterskich. Nie spodziewałem się żadnej zmiany, przeprowadzki. Skończyły się rekolekcje, a ja, wsiadając do samochodu, włączyłem po kilku dniach telefon. W tym samym momencie zadzwonił. „Zapraszamy księdza do kurii po nowy dekret”. Jak to? Teraz? Mam już zaplanowaną ewangelizację na jesień… Wracałem jednak spokojny. Przecież o to się modliłem: o gotowość pójścia za Bogiem w ciemno. Po dekret szedłem z lekkim sercem. Pan Bóg przez siostrę Briege szepnął: „Spokojnie”. Między konferencjami i nabożeństwami s. McKenna zawsze modli się indywidualnie wstawienniczo nad kapłanami. To tzw. klinika serc. Bardzo dotknęło mnie słowo, które wypowiedziała nade mną. Widziała, jak zaglądam do studni, a w wodzie zamiast swojej twarzy widzę odbicie twarzy Jezusa. To pokazało mi istotę kapłaństwa. Staję do służby w Jego imieniu.
Jest jak dziecko
– Przez długi czas nie chciała przyjąć daru uzdrawiania i choć kilka osób jej to prorokowało, była na te słowa odporna – śmieje się o. Tomasz Nowak. – Nie przyjmowała tego. Jezus na szczęście potrafił rozbroić tę twardą irlandzką kobietę. Potem długo nie chciała przyjąć „odgórnego” zaproszenia do modlitwy za kapłanów. Nic dziwnego. Pamiętajmy, że zaczęła to robić w latach siedemdziesiątych i często słyszała: „Jakaś zakonnica ma modlić się za księży? To absurd”. Kiedyś zaprosił ją jeden z biskupów. Miała modlić się w katedrze o uzdrowienie dla kilkudziesięcioosobowej wspólnoty. Okazało się jednak, że wieść się rozeszła i katedrę otoczyły tłumy ludzi spragnionych modlitwy. „I co teraz będzie?” – zapytał zmartwiony biskup. A ona popatrzyła na niego i odpowiedziała: „A co ma być?”. „A jak oni się zawiodą?” Siostra Briege… wzruszyła ramionami. To w jej stylu. Ona naprawdę ma głęboką świadomość, że to Pan Jezus uzdrawia, nie ona.
– Jest dzieckiem Bożym. Te słowa mówią o niej wszystko – podsumowuje biskup Marek Szkudło z Katowic. – Ma do siebie ogromny dystans, sporo ciepła. Jest delikatna, a jednocześnie bardzo stanowcza. Byłem kilkukrotnie na rekolekcjach, które prowadziła. Wkłada w przepowiadanie i modlitwę wstawienniczą całe swoje serce. Mnóstwo czasu spędza przy Najświętszym Sakramencie. To widać, bo ta kobieta promieniuje Jezusem. Gdy myślę o niej, przypomina mi się scena z Dziejów Apostolskich, gdy Piotr i Jan spotkali u wrót świątyni człowieka chromego: „Nie mam srebra ani złota, ale to, co mam, to ci daję” – powiedział Piotr. To cała siostra Briege: „To, co mam, to ci daję”.
– W mojej historii życia był taki konkretny moment doświadczenia spotkania z Jezusem. To nawrócenie zaczęło się na rekolekcjach kapłańskich, które prowadzili siostra Briege McKenna i ojciec Kevin Scallon – dopowiada o. Rafał Kogut, franciszkanin. – To było na Górze św. Anny, w czerwcu 1995 roku. Wtedy powiedziałem pierwszy raz: „Jezu, Ty jesteś moim Panem i Zbawicielem”. A byłem już… 13 lat księdzem, 20 lat w zakonie. Dopiero wtedy pierwszy raz to wypowiedziałem. Całe rekolekcje były szczególne. Mocno przeżyłem modlitwę o ożywienie darów Ducha Świętego. Od tego się zaczęło. Było 200 kapłanów. Wszyscy przyjechali z własnej woli. Swoją drogą to był niesamowity znak, że na sali jest 200 kapłanów, konferencje trwały długo i nikt nie marudził… (śmiech) Prawdziwy cud: nikt nie narzekał. To było niesamowite doświadczenie, a siostra Briege miała ten dar, że modliła się nad każdym z nas. Do dziś pamiętam słowo, które wypowiedziała: „Jezus czeka na ciebie”. Dla mnie było to konkretne zaproszenie do zmiany modlitwy, do wejścia w modlitwę spotkania z żywym Jezusem. Modlitwę kontemplacyjną, wewnętrzną. Od tego zaczął się przełom.
Masz w ręku skarb
– W Kościele katolickim mamy złożony wspaniały dar, skarb. Czy należy się więc dziwić temu, że szatan najbardziej atakuje kapłaństwo i Eucharystię? I że nasi biskupi są atakowani najbardziej przez tych, którzy atakują naszą wiarę? A wszystko po to, aby odciągnąć nas od Jezusa. Jezus będzie patrzył na was i jedyne, czego będzie od was pragnął i żądał, to tego, co miała kobieta, która dotknęła rąbka Jego szaty. Pragnie od nas żywej wiary i nadziei – opowiada s. McKenna.
– Sama staram się każdego dnia spędzać 2–3 godziny przed Najświętszym Sakramentem. Rozpoczęłam tę praktykę wiele lat temu. Ludzie czasem pytają: „Czy modlitwa przychodzi siostrze łatwo?”. Oczywiście, że nie, bo po pierwsze, nie jest łatwo zostawić za sobą rozproszenia. Nie jesteśmy stacjami radiowymi, żeby móc się wyłączyć z tego, z czego przychodzimy. Ale kocham Pismo Święte, więc zawsze sięgam po czytania na dany dzień. Często dzwonią do mnie ludzie z całego świata i pytają, czy mogą do mnie przyjechać, czy się nad nimi pomodlę. Odpowiadam, że Jezus każdego dnia przychodzi do nich osobiście przez sakramenty – podsumowuje siostra Briege. – Zamiast jechać do mnie, radzę więc pójść do najbliższego kościoła i tam spotkać się z Tym, który ma moc uzdrawiania.
Marcin Jakimowicz; GN 45/2018