Eurosceptyków jest coraz więcej, ale brakuje im jasnej wizji tego, co chcieliby osiągnąć.
Poniedziałkowa „Rzeczpospolita” opublikowała sondaż dotyczący wyjścia Polski z Unii Europejskiej (84 proc. przeciw, 8 proc. za). Polexitu nie chce żadna z partii zasiadających w parlamencie, więc prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw jest w ciągu najbliższych lat niewielkie. W to, że Polska opuści UE nie wierzy zresztą 72 proc. Polaków (badanie CBOS opublikowane w zeszłym tygodniu). Jest jednak całkiem możliwe, że wokół tego tematu będzie się kręcić zbliżająca się kampania przed wyborami do europarlamentu. Nie byłoby to dobre, bo wtedy cały dylemat zostanie sprowadzony do rąbanki na spoty. A byłoby o czym porozmawiać.
Brakuje nam solidnej debaty o Unii Europejskiej, a w każdym razie takiej debaty, z której coś by wynikało. Z jednej strony mamy naiwną wiarę w to, że w Unii wszystko gra. Z drugiej zdarzają się niezłe diagnozy patologii unijnego systemu władzy – ogromnej biurokracji, uwikłania urzędników w niejasne biznesy, braku demokracji, siłowego forsowania rozwiązań odbierających kompetencje państwom członkowskim etc. – ale nie ma konkretnego planu reformy. W Europie coraz więcej jest eurosceptyków, ale brakuje im jasnej wizji tego, co chcieliby osiągnąć.
Tymczasem Unia się przekształca, choć dzieje się to w typowy dla niej sposób – nietransparentny i chaotyczny. A to Jean-Claude Juncker pokaże kilka scenariuszy rozwoju sytuacji, a to Angela Merkel stwierdzi, że państwa powinny rezygnować ze swoich kompetencji, a to Emmanuel Macron wymyśli osobny budżet dla strefy euro już od 2021 r. A równolegle unijne instytucje łamią własne zasady, walcząc z krajami, które nie chcą superpaństwa ze stolicą w Brukseli. Nikt oficjalnie nie prezentuje spójnej wizji przyszłości, ale zmiany zachodzą.
Co w tej sytuacji powinni zrobić Polacy? Obawiam się, że propozycji nie usłyszymy. W czasie kampanii opozycja będzie krzyczeć o pisowskim polexicie, a PiS – zapewniać na wszelkie sposoby, że jest za Unią i czasem puszczać oko do bardziej eurosceptycznych wyborców. A po wyborach zajmiemy się czymś innym.