Z cyklu: Jaki film warto obejrzeć?
Jakiś czas temu miałam okazję zobaczyć najnowszą ekranizację książki Agathy Christie "Morderstwo w Orient Expressie". Myślałam, że będzie to może bardziej film akcji, ale ten mimo wszystko spokojny bieg wydarzeń nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Utwór jest zrobiony trochę w starym stylu. Widać dbałość o szczegóły, stroje, dekoracje. W ciekawy sposób pokazane są retrospekcje. Trzeba przyznać, że w filmie wystąpiła śmietanka aktorska, m.in. Penelope Cruz, Willem Dafoe, Judi Dench czy Michelle Pfeiffer.
Hercules Poirot (Kenneth Branagh) dopiero co rozwiązał kolejną sprawę i udaje się do wymarzonego Stambułu. Tam spotyka swojego przyjaciela Bouca. Niestety plany urlopowe muszą poczekać, bo Poirot dostaje ważny telegram z Londynu. Bouc jako świeżo upieczony szef pociągu Orient Express proponuje detektywowi podróż do Paryża, z którego łatwiej będzie mu się dostać do Londynu. Jednym ze współpasażerów Herculesa jest milioner Samuel Ratchett (Johnny Depp), który dostaje listy z pogróżkami. Prosi o pomoc Poirot, który jednak stanowczo mu odmawia. Następnego dnia Ratchett zostaje znaleziony martwy w swoim przedziale. Hercules zostaje poproszony o przeprowadzenie śledztwa. Do tego tory zostają zasypane przez lawinę. Poirot przesłuchuje kolejnych świadków. Intryga się zagęszcza. Nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać.
Kto jest mordercą? I dlaczego dla detektywa nagle świat przestaje być czarno-białym?
Film na jesienne wieczory.
Małgorzata Gajos