Rola geopolitycznego zderzaka nie zwiększa naszego bezpieczeństwa.
Kanclerz Merkel spotkała się z Putinem na zamku w Merseburgu. Po drodze do Niemiec prezydent Rosji zatrzymał się w Gamlitz na granicy austriacko-słoweńskiej, by „na weselu” wspólnej przyjaciółki spotkać się z Sebastianem Kurzem, kanclerzem Austrii. Wcześniej Putina przyjął prezydent Macron, jeszcze wcześniej premier Włoch Matteo Renzi. Gdy patrzy się na te wszystkie zdarzenia, można dojść do wniosku, że „bojkot Rosji po aneksji Krymu” to elastyczna pałka na Viktora Orbána i jego współpracę energetyczną z Rosją. Tymczasem współpraca ta ma charakter ściśle narodowy, nie oznacza udziału w przedsięwzięciach takich jak gazociąg bałtycki, którego pierwsza linia okrążyła państwa bałtyckie i częściowo zablokowała port w Świnoujściu, druga zaś ma wyeliminować tranzytowe możliwości Polski i Ukrainy. Węgry są częścią Zachodu i – w przeciwieństwie do Austrii – wydaliły rosyjskich dyplomatów po zabójstwie Siergieja Skripala. Imputowanie proputinizmu premierowi Węgier to tylko zasłona dymna, by odwrócić uwagę od polityki rosyjskiej państw dominujących w Unii Europejskiej i ciągłych rozmów o tym, o czym najgłośniej mówi niemiecka socjaldemokracja: nowym otwarciu wobec Moskwy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek