Czekoladowy orzeł miał tyle wspólnego z polskością, co tłumaczenia google’a z polskim językiem, ale i tak był lepszy niż bojkot obchodów rocznicy Cudu nad Wisłą.
Gdyby opozycja urządziła własne obchody rocznicy Cudu nad Wisłą, nie byłbym specjalnie zaskoczony. Nie to, żeby podobały mi się tego typu przepychanki przy okazji państwowych uroczystości, ale zaskoczenia by nie było, bo takie rzeczy już się zdarzały. Choćby przy okazji niedawnych obchodów 550-lecia polskiego parlamentaryzmu. Okazuje się jednak, że można iść dalej, niż wtedy. Przed 15 sierpnia opozycja stwierdziła, że defilada wojskowa jest zła. Nie chodziło tym razem o to, że władza zawłaszcza święto, wykorzystuje je do dzielenia Polaków, a w ogóle to nie dba o weteranów. Nie, przemarsz żołnierzy i pokaz sprzętu wojskowego okazał się sam w sobie be, bo to militaryzm i patriotyczny patos.
Nie wiem, co za piarowy geniusz kazał politykom walczącym o głosy w wyborach samorządowych wypowiadać takie mądrości. Raczej nie ten, który kiedyś wymyślił orła z białej czekolady i różowe baloniki. Tamten przynajmniej zdawał sobie sprawę, że polski polityk musi się odwoływać do polskości. Inna sprawa, że symbolika jego autorstwa miała z polskością tyle wspólnego, co tłumaczenia dokonywane przez translator google’a z polskim językiem, ale ogólna intuicja była słuszna. Tym razem autorów szukałbym wśród osób, które bardzo dawno nie wychodziły z hipsterskich knajpek, uczyły się historii w instytucie studiów genderowych, albo które zahibernowano w latach 90., przez co umknął im widok wielotysięcznych tłumów świętujących 11 listopada czy 1 sierpnia.
Politykom wykpiwającym na twitterze defiladę też coś umknęło. Najbardziej naśmiewali się oni z husarzy biorących udział w defiladzie formacji historycznych. Gdyby wesołkowie byli na miejscu, wiedzieliby, że największe brawa dostali właśnie husarze, a oprócz nich Żołnierze Wyklęci. Jeśli politycy opozycji chcą mieć jakikolwiek kontakt ze społeczeństwem, powinni odnotować ten drobny fakt i wyciągnąć z niego wnioski.