Jeden z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów w historii Piotr Małachowski nie wystąpi w finale rzutu dyskiem mistrzostw Europy w Berlinie. "Przegrałem ze stresem, nie wytrzymała głowa. Jestem w formie, co pokazywały treningi" - powiedział obrońca tytułu. Jego los podzielił także młodszy kolega z reprezentacji Robert Urbanek.
Małachowski, dwukrotny mistrz kontynentu (Barcelona 2010, Amsterdam 2016), mistrz świata (Pekin 2015), srebrny medalista igrzysk olimpijskich (Pekin 2008, Rio de Janeiro 2016), który po raz pierwszy w karierze w seniorskiej imprezie mistrzowskiej spalił trzy podejścia w eliminacjach, miał wsparcie z trybun swojego przyjaciela dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego. We wtorkowy, upalny ranek był bezradny.
Dwa razy dysk wylądował przed 60. metrem i Małachowski specjalnie palił. W drugim podejściu zahaczył o siatkę. Pokazywany często na telebimie kręcił tylko głową i pokazywał Majewskiemu, że nie jest w stanie się rozluźnić i "puścić" rąk.
"Jestem rozczarowany. Dwa próbne rzuty były bardzo dobre. Osiągnąłem w nich ok. 65 metrów. Wtedy pomyślałem +wow+, jakie to jest proste. Wydawało się, że wszystko idzie lekko, jestem poukładany i gotowy do walki. Zeszło ze mnie napięcie i chęć rywalizacji. Głowa nie wytrzymała. To jeden z powodów" - wskazał w rozmowie z dziennikarzami rekordzista Polski (71,84).
Dodał, że "nie czuł" dysku i wydawało mu się, że on "chodzi" bardzo blisko jego ciała. Pokazywał to wymownie w stronę swojego wieloletniego kolegi z reprezentacji, a dziś wiceprezesa PZLA - byłego kulomiota Majewskiego. Ten obserwował start przyjaciela z trybun Stadionu Olimpijskiego i był wyraźnie przygnębiony, co uchwyciły kamery telewizyjne.
"Stres dzisiaj ze mną wygrał. Może przyda mi się kubeł zimnej wody przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata. Jest forma, co mam nadzieję pokazać do końca sezonu. Najważniejszy start się nie udał. Trzeba wziąć się dalej do pracy, trenować i spełniać swoje marzenia" - podkreślił.
Przyznał, że po mistrzostwach Polski w Lublinie, które pewnie wygrał, zaczął rzucać regularnie powyżej 65 metrów.
"Jestem zdrowy. Rzucam na treningach nawet powyżej 66 metrów. To mój drugi start w życiu, gdy zrobiłem +zero+. Pierwszy był w Oslo na Diamentowej Lidze. To były moje ostatnie mistrzostwa Europy" - wskazał Małachowski.
Powtórzył po raz kolejny, że będzie chciał kontynuować karierę do igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 roku, gdzie chce zdobyć złoty medal.
Zaznaczył, że trzyma kciuki za drugiego reprezentanta Polski Roberta Urbanka (MKS Aleksandrów) i ma nadzieję, że ten zaprezentuje się znacznie lepiej. Kibicuje także swojemu odwiecznemu rywalowi, niemieckiemu lekkoatlecie Robertowi Hartingowi, który po ME w Berlinie kończy karierę.
"Walka o medale bez Piotrka to nie to samo. Już zdążyłem uronić łzę" - powiedział dziennikarzom Harting.