Sport jest często odbiciem realnego świata. Być może widzimy to na mundialu w Rosji.
20.06.2018 11:11 GOSC.PL
Początek mistrzostw świata w Rosji był naznaczony mękami faworytów. Brazylia, Argentyna, Niemcy, Francja czy Anglia grając ze słabymi, wydawałoby się, drużynami, przegrywali, remisowali lub wygrywali w ostatnich minutach. Pogrom faworytów nie ominął też naszej grupy. Kolumbia z Polską, dwaj murowani kandydaci do awansu, muszą walczyć ze sobą o życie w następnym meczu. Oczywiście nic nie jest jeszcze przesądzone. Może niektórzy faworyci zaliczyli falstart. Ale męki wielkich drużyn widzimy na wszystkich ostatnich mundialach.
To, co dzieje się w realnym świecie, w polityce międzynarodowej czy gospodarce, ma przełożenie na sport. Widać to najlepiej na olimpiadach. Worki medali zdobywają szybko rozwijające się Chiny czy Korea Południowa. Same igrzyska coraz częściej odbywają się w Azji. Zmiany nie omijają też piłki nożnej. Następne piłkarskie mistrzostwa świata odbędą się w bajecznie bogatym Katarze. Jeśli chodzi jednak o wyniki sportowe, piłka nożna wciąż jednak pozostaje domeną Europy Zachodniej i Ameryki Południowej. Czy trwający mundial coś zmieni w tej sprawie?
Na tle męczących się faworytów, dobrze na mistrzostwach w Rosji prezentują się gospodarze. Kiedy inni nie potrafią przebić muru postawionego przez Senegalczyków, Meksykanów czy Islandczyków, Rosja pokonuje rywali w hokejowy wręcz sposób. Rosjanie mają na swoim koncie już 8 goli. Więcej niż Brazylia, Argentyna, Niemcy, Francja i Anglia razem wzięte. A przecież rosyjska drużyna była skazana na porażkę. Paradoksalnie, koresponduje to z sytuacją gospodarczą naszego wschodniego sąsiada. Sankcje miały powalić Rosję na łopatki, tymczasem gospodarka tego kraju radzi sobie nie najgorzej na tle wielu innych krajów Europy.
Czy Rosjanie zdobędą mistrzostwo świata na swojej ziemi? Jeśli tak się stanie, będą pierwszym krajem postkomunistycznym, któremu się to uda. Bardziej jednak jest prawdopodobne, że rosyjska fala zostanie zatrzymana przez Hiszpanię bądź Portugalię. Tak jak jest bardzo prawdopodobne, że i w polityce międzynarodowej w końcu skończy się dobra passa Rosjan. Kreml w pewnym momencie przeliczy się w swoich imperialnych zapędach z katastrofalnymi skutkami dla swojego kraju. Ale upadek rosyjskiego imperium nie musi wcale oznaczać upadku narodu rosyjskiego.
A jeśli przyjrzymy się polskiej reprezentacji z perspektywy politycznej, to też możemy zauważyć pewne prawidłowości. Potencjał polskiej piłki wydaje się rosnąć. Wciąż jednak wyniki reprezentacji są poniżej naszych oczekiwań. Podobnie jest w rzeczywistości międzynarodowej. Nasze rosnące znaczenie gospodarcze nie ma wciąż przełożenia na satysfakcjonującą nas pozycję polityczną Polski. A dlaczego tak się dzieje?
Jeśli popatrzymy na kolejnych mistrzów świata, to zauważymy, że większość ich reprezentantów występuje w rodzimych ligach. Jeśli Rosjanie osiągną sukces, to właśnie dzięki podobnej strategii. A Polacy wciąż ekscytują się eksportem polskich piłkarzy do ligi niemieckiej czy angielskiej, zamiast skupić się na budowie siły polskich klubów. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w polityce gospodarczej naszego kraju. Z bezrobociem radzimy sobie eksportowaniem siły roboczej na Zachód, a rozwój gospodarki chcemy opierać na funduszach unijnych i podwykonawstwie dla niemieckich i francuskich firm. A siłę zarówno reprezentacji piłkarskiej, jak i całej gospodarki, buduje się dzisiaj przede wszystkim własnymi siłami.
Piłkarscy faworyci coraz bardziej męczą się na mundialach z piłkarskimi średniakami, ale wciąż jednak dominują na medalowym podium. Podobnie jest w światowej gospodarce. Wielkie potęgi ekonomiczne wciąż dominują, ale są coraz mocniej podgryzane przez różne tygrysy i smoki gospodarcze. W końcu te wszystkie smoki i tygrysy zepchną ze szczytu dzisiejszych, globalnych liderów. Tak jak w końcu zobaczymy Rosjan czy Turków podnoszących puchar mistrzostw świata w piłce nożnej.
Wszyscy obecni i przyszli liderzy światowej ekonomii, obecni i przyszli liderzy światowej piłki nożnej mają jedną cechę. Budowali swoją potęgę gospodarczą czy piłkarską, opierając się przede wszystkim na własnych siłach. Jeśli więc chcemy oglądać następców Laty i Bońka z pucharem świata w ręku, musimy przestać eksportować polskich piłkarzy, polskich naukowców, polskich przedsiębiorców, polskich pracowników za granicę, tylko zacząć tworzyć im dobre warunki rozwoju w ojczyźnie.
Bartosz Bartczak