Mieli po dwadzieścia lat, gdy stracili życie. Papież Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.
24 sierpnia 1942 roku zostali zgilotynowani w Dreźnie. Różnili się między sobą, ale wszyscy byli oddani Bogu i Ojczyźnie. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski czynnie włączali się w życie oratorium w Poznaniu. Salezjanie tchnęli w nich ducha księdza Bosko.
Edward Klinik, gdy miał 10 lat, jako pierwszy trafił do oratorium. Był najbardziej skryty i poważny z całej piątki. Ale pod tym pancerzem kryła się głębia ducha. W listach do rodziny widać to najbardziej. Cenił nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych.
Jóźwiak i Kęsy pragnęli wstąpić do seminarium. Wojna i śmierć pokrzyżowały ich plany.
Jóźwiak związany był z konspiracją. Zwerbował do niej także kolegów. Jako jedyny zaciągnął się do wojska podczas kampanii wrześniowej. Zdecydowanie był typem przywódcy. Dzieci nazywały go "Tatą", a rodzice mieli do niego zaufanie i swoim maluchom powtarzali "słuchać Czesia". Był prezesem Towarzystwa Niepokalanej. Po aresztowaniu przez gestapo dręczono go bardziej niż kolegów, ponieważ był synem policjanta.
Franciszek Kęsy zawsze był wesoły, a jego pasją był sport, choć miał problemy ze zdrowiem. Centrum jego życia stanowiła wiara. Służył do Mszy, a wieczorami odmawiał różaniec. Pobyt w więzieniu we Wronkach był dla niego czasem przemiany: "We Wronkach, siedząc na pojedynce, miałem czas, żeby siebie zgłębić, tam to przyszedłem do porozumienia ze swoją duszą. I tam postanowiłem żyć inaczej, tak jak nakazał nam ksiądz Bosko, żyć tak, aby się Bogu podobać i Jego Matce".
Edward Kaźmierski chciał się ożenić. Wspomożycielkę prosił o znalezienie mu dobrej towarzyszki życia. Był najbardziej barwną postacią z całej piątki. Znał się na samochodach, lubił chodzić do kina, grał w różnych przedstawieniach, komponował, śpiewał, pisał pamiętnik (szyfrem, zachował się do tej pory) i nie stronił od piłki. Po wybuchu wojny wstąpił na ochotnika do wojska, ale nie zdążył założyć munduru, bo został aresztowany.
Jarogniew Wojciechowski był najmłodszy. Wychowanie zawdzięczał głównie swojej matce, ojciec opuścił rodzinę, gdy chłopiec miał 11 lat. Jego siostra wyszła za mąż za towarzysza niedoli Jargoniewa z Wronek i Spendau. Jego pobyt w więzieniu był mocno naznaczony krzyżem. Trzymany był w innym skrzydle niż koledzy, a w Boże Narodzenie musiał stać w celi po pas w zimnej wodzie.
31 czerwca 1942 w Zwickau Wyższy Sąd Krajowy orzekł, że "z powodu przygotowań do zdrady stanu, w myśl artykułu II i III Rozporządzenia o prawie karnym dla Polaków, skazuje oskarżonych: Jóźwiaka, Jędrusiaka, Kiszkę, Klinika, Kęsego, Wojciechowskiego, Kaźmierskiego na karę śmierci". Wyroku nie wykonano od razu. Przed śmiercią byli spokojni. Każdy wyspowiadał się i przyjął Komunię świętą. Zdążyli jeszcze napisać niezwykle piękne listy do swoich rodzin. Zostali zgilotynowani 24 sierpnia 1942 na placu w Dreźnie. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.
Zobacz także: https://www.gosc.pl/doc/4127642.Piekni-dwudziestoletni-dzielni-chlopcy-meczennicy
MG