Dlaczego Benjamin Herman został muzułmaninem? Czemu nie dotarł do niego kapelan, albo choćby ktoś zajmujący się resocjalizacją?
02.06.2018 16:18 GOSC.PL
Zamach w Liege nie odbił się zbyt szerokim echem. Nie można rzecz jasna powiedzieć, że go przemilczano, ale wiadomość o zamordowaniu dwóch policjantek i studentki przez mężczyznę krzyczącego: „Allahu akbar” nie wywołała takiego poruszenia, jak ataki w Paryżu czy Brukseli. Znieczulenie poprzednimi masakrami i nieduża – jakkolwiek by to brzmiało – skala zdarzenia sprawiły, że po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Tymczasem podczas dokonanego w Belgii zamachu przekroczona została kolejna granica.
Zamachu w Liege dokonał miejscowy. Nie posiadacz belgijskiego paszportu, który nie mówi po francusku, ani po niderlandzku, bo w jego dzielnicy i tak to niepotrzebne, ale rodowity Belg Benjamin Herman. Przyszły zamachowiec podczas pobytu w więzieniu przeszedł na islam pod wpływem współwięźnia. A kiedy wyszedł na przepustkę, zrobił to, czego swoich zwolenników uczy Państwo Islamskie: wzywając Allaha zabił funkcjonariuszki, aby odebrać im broń, potem wziął zakładniczkę, którą wypuścił, kiedy okazała się muzułmanką (a przynajmniej za nią się podała), zabarykadował się w szkole i strzelał do szturmujących ją policjantów. Prawdopodobnie miał świadomość, że nie wyjdzie ze starcia żywy.
Jak to się stało, że Benjamin Herman został muzułmaninem? Dlaczego do recydywisty przebywającego w celi nie dotarł kapelan, albo choćby pracownik zajmujący się resocjalizacją więźniów? A może któryś z nich dotarł, ale nie miał nic interesującego do zaoferowania? Tego nie wiemy. Na pewno jednak Herman nie należał do ludzi, którzy nie potrafią się zmienić. Zmienił się i to bardzo, skoro był gotów zostać dżihadystą. Kto wie, czy nie mógłby się nawrócić, albo choćby się uporządkować, gdyby zamiast islamskiego radykała miał obok siebie chrześcijanina. Skończył jednak inaczej i była to kolejna porażka europejskiej cywilizacji, która nie ma nic do zaoferowania nie tylko wychowanym w innej kulturze imigrantom, ale nawet swoim.
Jakub Jałowiczor