O roli Tradycji i zmianach w Kościele opowiada o. Jacek Salij OP.
Słyszę często: „Czy Tradycja Kościoła jest dynamiczna? Czy Duch Święty ma prawo zmieniać Kościół?”.
Jest Bogiem prawdziwym, równym Ojcu i Synowi, i kwestionowanie Jego praw do prowadzenia Kościoła byłoby zuchwałością. Przypomnijmy sobie obietnicę Pana Jezusa, który powiedział o Duchu Świętym: „On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.
Do 1983 r. chłopcy z rozbitych rodzin nie byli przyjmowani do seminarium. Dziś wielu kleryków pochodzi z takich rodzin. Czy Duch Święty dostosował się do naszej kiepskiej kondycji?
Owszem, istniała zasada nieprzyjmowania do seminarium chłopców z rozbitych rodzin, ale wyjątki były. I to liczne. Do zakonów nie przyjmowano dzieci z nieprawego łoża, a przecież nawet wśród świętych są dzieci nieślubne! Na przykład wielki święty Ameryki Łacińskiej Marcin de Porrès czy św. Ludwika de Marillac, założycielka Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Jednak w odniesieniu do zmian tylko dyscyplinarnych nie włączałbym tych wielkich rejestrów związanych z Tradycją Kościoła. Istotne jest pytanie o wiarę Kościoła: czy dzisiaj jest to ta sama wiara co sto lat temu, co w czasach Trydentu czy Nicei? Oczywiście, że ta sama, choć nie taka sama. Podobnie jak każdy z nas jest tym samym człowiekiem w kolejnych latach swojego życia. Zmienność żywego organizmu należy do jego urody, a wiara Kościoła jest czymś żywym. Niedopuszczalne są tylko takie zmiany w wierze, które zmieniają jej tożsamość. Takie zmiany nazywamy herezją.
Które zasady są nienaruszalne, a które mogą ulec zmianie? „Sobór Watykański II, np. postanowieniem dotyczącym ekumenizmu, naruszył tożsamość Kościoła” – słyszałem wielokrotnie.
Nie lekceważyłbym tych lęków, które formułują tradycjonaliści, mówiąc, że we współczesnym Kościele – tak jak i w Kościele poprzednich pokoleń – pojawiają się nurty zagrażające naszej wierze. Na pewno niezgodne z wiarą katolicką są religijny synkretyzm oraz relatywizm doktrynalny, jakie wzmogły się po ostatnim soborze. Ale przecież sobór nie udzielił tym nurtom nawet odrobiny swojego poparcia! Prawdziwy ekumenizm jest postawą bezwarunkowej wierności nauce Chrystusa i Kościoła przy jednoczesnym uszanowaniu tych, którzy w wierze się z nami różnią. Powiedzmy jednak jasno: katolicy, którzy wygadują przeciwko soborowi, są ludźmi buntu, grzeszą przeciw jedności Kościoła.
A jeśli mają odmienne zdanie? Na przykład gdy dyskutują o ruchu charyzmatycznym?
Przecież mnóstwo jest takich sporów, w których obie strony mają rację. Przypomnijmy sobie wielką kłótnię o Państwo Kościelne, która zakończyła się 90 lat temu. Dziś widzimy, że w gruncie rzeczy była to kłótnia błogosławiona. Bo przeciwnicy Państwa Kościelnego szczęśliwie doprowadzili do jego upadku, a dzięki jego obrońcom Stolica Apostolska zachowała międzynarodową suwerenność. Słowem: dopracowano się sytuacji, która zbliżona jest do ideału. To, o czym mówię, dotyczy tylko sporów, w które ludzie wchodzą w dobrej woli. Otóż przy tego rodzaju konfliktach często bywa tak, że strony ostro się spierają, wyklinają, popełniają nawet elementarne błędy, a tak naprawdę są takimi dwoma konikami, ciągnącymi wóz we wspólnym zaprzęgu. Koniki z reguły wzajemnie na siebie prychają, ale przecież wóz ciągną. I wóz idzie do przodu.
Jesteśmy żywym organizmem, pełnym napięć? Jeśli ich nie ma, ustaje życie?
Tak! Gdyby w naszej dyskusji nie było stanowisk przeciwstawnych, prawda by na tym ucierpiała…
Czym w takim razie jest posłuszeństwo? Czy jest ono „ślepe”? Ojciec Jacek Salij musi wykonać decyzję przeora, choć jest wewnętrznie przekonany, że jest ona błędna?
Dawno temu przeor kazał mi zrobić prawo jazdy. Protestowałem, bo wiedziałem, że nie mam urody do jeżdżenia samochodem. Prawo jazdy uzyskałem, ale ostatni raz prowadziłem auto podczas egzaminu.