Oj, jak potrzebowałem tych męskich rozmów. O Bogu, który jest miłośnikiem procesu, przychodzi w samym środku naszej pustyni, o proroku, który ściągał z nieba ogień, o radykalizmie młodziutkiego Jana od Krzyża, który 450 lat temu założył pierwszy klasztor karmelitów bosych.
Zjadł, wypił i znów się położył
Dewizą życia karmelitańskiego jest zdanie Eliasza, które wypowiedział, prosząc o placek konającą z głodu wdowę: „Najpierw daj mnie!” – słyszę od samych karmelitów bosych.
– Kiedyś, prowadząc rekolekcje, zażartowałem, że duchowość Karmelu opisuje inny fragment opowieści o tym proroku: „Eliasz zjadł, wypił i znów się położył” – śmieje się o. Mariusz Wójtowicz, rekolekcjonista, inicjator wielu projektów muzycznych.
– W Biblii czytamy również o tym, że Eliasz „szydził z proroków Baala”. Szyderstwo też jest mocno zapisane w naszym charyzmacie – opowiadają mi krakowscy karmelici. Kocham ten ich dystans do samych siebie…
Zakon zyskał sławę dzięki wielkim (i „małym” – jak Tereska z Lisieux) mistykom. Dał Kościołowi ponad 45 świętych i błogosławionych, w tym trzech doktorów Kościoła i jedną patronkę Europy. – Ogród Karmelu zaczął się rozrastać – opowiada o. Zawada. – Bóg w niezwykły sposób budował pomosty kulturowe. Przez Edytę Stein z narodem żydowskim, przez Miriam od Jezusa Ukrzyżowanego ze światem arabskim. W laudacji na 50-lecie doktoratu Jana Pawła II (pisał o Janie od Krzyża) kard. Ratzinger powiedział niezwykłe ciekawą rzecz: na teologię papieża miały szczególny wpływ dwie karmelitanki. Jedna święta, którą uczynił doktorem, i jedna pani doktor, którą uczynił świętą: Teresa od Dzieciątka Jezus i Edyta Stein.
Na stołach w refektarzu ląduje spaghetti. Podchodzę do pulpitu, na którym leży otwarta reguła zakonu. „Bracia powinni usilnie się starać chodzić w obecności Bożej z wiarą, nadzieją i miłością, aby tym bardziej modlitwa mogła przeniknąć całe ich życie”. – Każdego dnia spotykamy się na jutrzni o godz. 6.00 – opowiada o. Hańczak. – Naszą godzinną medytację w ciszy (jesteśmy razem w chórze, ale modlimy się indywidualnie) zaczynamy od wezwania: „Przyjdź, Duchu Święty”. Jesteśmy eremitami wewnątrz wspólnoty. O 21.00 zaczyna się ścisłe milczenie. To czas przebywania sam na sam z Bogiem w swojej celi.
– Jan od Krzyża zachęcał, by wybierać to, co trudniejsze, a nie to, co łatwiejsze. Nie to, co smakuje lepiej, ale co jest mniej smaczne. Szedł pod prąd. Skupiał całą uwagę na Oblubieńcu, na trwaniu w Jego obecności – wyjaśnia o. Krzysztof Górski (zajmuje się 45 wspólnotami trzeciego zakonu karmelitańskiego, w których formuje się niemal 900 osób). – Jesteśmy dziś zbyt niecierpliwi. Zamawiamy i chcemy od razu dostać. Kiedyś, gdy prowadziłem dom modlitwy w Piotrkowicach, podszedł do mnie mężczyzna. „Nie mogę rozeznać powołania. Pan Bóg nic mi nie mówi”. „Pytaj Go, daj Mu czas” – odpowiedziałem. Podszedł do mnie po kilku godzinach: „To nie działa – narzekał rozżalony. – Byłem w kaplicy, a On nic nie odpowiedział”. „A ile czekałeś?” „Co najmniej trzy minuty!”. 75-letni Abraham usłyszał obietnicę, że będzie miał potomstwo. Jak długo czekał na realizację obietnicy? 25 lat! Zanim Mojżesz przez 40 lat wyprowadzał Izraela z Egiptu, Bóg jego samego przez 40 lat wyprowadzał przez pustynię z ziemi faraonów. A my? Jesteśmy raptusami i zapominamy, że Bóg jest miłośnikiem procesu.
Prorok jak ogień
Ruch karmelitański narodził się na górze Karmel na przełomie wieków XII i XIII. To tu Eliasz ściągał ogień z nieba. Jego geniusz polegał na tym, że widział wcześniej moc Boga objawiającego się w piorunach czy trzęsieniu ziemi, a jednak doświadczając tych zjawisk, po raz kolejny wiedział: tym razem to nie jest Pan. Tym razem przyszedł w lekkim powiewie. Eliasz miał (jak nikt dotąd!) doświadczenie Pana przychodzącego w ogniu („wówczas spadł ogień od Pana z nieba i strawił żertwę i drwa oraz kamienie”). Ukryty w jaskini prorok widział zjawiska, które dotąd towarzyszyły Bożej obecności, ale rozpoznał, że tym razem nie było w nich Pana. – Jak silne więzy ich łączyły! Mieli nieprawdopodobnie bliską relację – opowiada o. Paweł Hańczak. – Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: spędzali ze sobą mnóstwo czasu. W Karmelu staramy się siedzieć przed Panem. Bez fajerwerków, czekania na spektakularne wydarzenia.
„Nie szarp się. Masz już wszystko. Bóg mieszka w tobie. On wystarczy”. To jest Karmel – podsumowuje o. Mariusz Wojtowicz. – Gdy decyduję się być kanałem przepływu łaski Boga, to żyję w ciągłym uwielbieniu. 24/7. Ono nie ogranicza się jedynie do zewnętrznych przejawów. Żyć uwielbieniem to znaczy być lustrem samego Boga, Jego obecności. Św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej mawiała wprost: „Chcę być uwielbieniem chwały Boga”. Czy można to trafniej wyrazić? „Nie trwóż się, nie drżyj wśród życia dróg, tu wszystko mija, trwa tylko Bóg” − śpiewamy. Bóg mieszka w tobie. Zawsze! Gdy robisz zakupy, gdy jedziesz tramwajem, gdy gotujesz obiad. Mistyk to ktoś, kto przez szarość codzienności dotyka Boga.
Za murem klasztoru wyrasta nowoczesne osiedle mieszkaniowe. Zaczęła się sesja: studenci biegną na egzaminy. Świat pędzi. Na latarniach wyświechtane ulotki: „chwilówki, pożyczki”. Ludzie śpieszą się na pociągi odjeżdżające z pobliskiego dworca. Wychodzę za bramę, a w uszach dźwięczą mi słowa usłyszane przed chwilą w kaplicy: „Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a znajdziesz miłość”.
Marcin Jakimowicz