Postawa Denisa Urubki nie jest normalna - oceniła jedna z najwybitniejszych w historii himalaistek Anna Czerwińska. Jak podkreśliła, chociaż uratował jej życie, to jednak wobec kolegów - uczestników narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt w Karakorum K2 - zachował się nie fair.
Podobnego zdania jest również kierownik Krzysztof Wielicki. "Denis ze mną nie rozmawiał, nie przeprosił i nie podał ręki. No cóż, jakoś to muszę przeboleć, bo przecież to ja zaprosiłem go do naszej ekipy. Jutro, czyli w środę, ma opuścić bazę, w której są już wszyscy koledzy. Warunki na górze nie pozwalają na jakąkolwiek działalność. Musimy czekać na poprawę pogody" - powiedział PAP.
Czerwińska przyznała, że "nikt z nas nie jest święty, każdy ma coś za uszami, i Wielicki, i ja również, ale są jakieś granice. Jeżeli decydujesz się być w zespole, którym ktoś dowodzi, to powinieneś podporządkować się decyzjom szefa, a przede wszystkim mieć na uwadze kolegów, mających tak samo jak ty, ten sam cel. Zespół musi działać jak jeden mechanizm, w którym efekty działań jednostki przekładają się na rezultaty pracy całej grupy" - podkreśliła w rozmowie z PAP pierwsza Polka, która zdobyła Koronę Ziemi (wszystkie najwyższe szczyty każdego kontynentu).
Jej zdaniem niekoleżeńska i mało odpowiedzialna decyzja Urubki, który bez uzgodnienia z kierownikiem wyprawy ruszył samotnie w górę, jest dla niej niezrozumiała, tym bardziej że jest... żołnierzem i wie, jakie są konsekwencje niepodporządkowania się poleceniom dowódcy.
"Dziwię się bardzo, bo przecież Denis nie jest początkującym alpinistą. W głowie mi się nie mieści, że tak bardzo doświadczony wspinacz podejmuje tak ogromne ryzyko. W dodatku nie bierze jeszcze ze sobą radiotelefonu, wiedząc z prognoz, jak trudne warunki panują na wysokości powyżej 7000 metrów, co potem po zejściu do bazy potwierdził - że był silny wiatr, dużo śniegu, zero widoczności. Taka postawa nie jest normalna, owładnęła nim jakaś obsesja z tym końcem zimy 28 lutego" - powiedziała Czerwińska.
W marcu 2015 roku Urubko, mający w dorobku m.in. dwa zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stwierdził, że zima w Himalajach i Karakorum to okres od 1 grudnia do końca lutego. Według niego takie założenia spełnia jedynie okres zimy meteorologicznej.
9 lutego 2009 roku wraz z włoskim alpinistą Simone Moro zdobył Makalu (8481 m), a 2 lutego 2011 - Gaszerbrum II (8035 m) razem z Moro i amerykańskim wspinaczem Corym Richardsem. Teraz przyznał, że musiał podjąć decyzję o ataku szczytowym, bo bez tego byłby wściekły i nieusatysfakcjonowany. Ocenił też, że w górze panowały bardzo złe warunki, a jego posunięcie było wielce ryzykowne.
Czerwińska dopiero co wróciła z Ameryki Południowej, gdzie wspinała się w Andach Środkowych na Ojos del Salado (6893 m), najwyższy wulkan na Ziemi (drzemiący). Wybitna alpinistka, mająca tytuł doktora nauk farmaceutycznych, przygotowuje się bowiem do kolejnego wyzwania. W październiku ma dowodzić jedną z 20 grup, które w ramach projektu Polskie Himalaje 2018 wspinać się będą do bazy pod Mount Everestem. Zapytana, jak zareagowałaby, gdyby jakiś uczestnik samowolnie, bez uzgodnienia z nią, zaczął realizować swoje cele?
"Nie wyobrażam sobie, aby ktoś nagle opuścił grupę i sobie gdzieś poszedł, bo ma takie fanaberie. Rozumiem podtekst tego pytania, co bym zrobiła na miejscu Wielickiego. Po zejściu Urubki do bazy postawiłabym na dyskusję w zespole i głosowanie, jaką podjąć decyzję. Natomiast gdybym wyczaiła, że Denis szykuje się do wyjścia w górę, kazałabym jemu napisać oświadczenie, że idzie na własne ryzyko" - odpowiedziała warszawianka.
W swej farmaceutycznej profesji pracowała bardzo krótko, oddając się całkowicie pasji górskiej, która nią zawładnęła od pierwszych wyjazdów w Tatry.
Jak wyjawiła, nie jest sama "taka czysta", podając za przykład swoją niesforność z roku 1986, w którym to w wyprawie mającej dokonać pierwszego przejścia filarem południowym K2 (8611 m), tzw. Magic Line, dotarła do wysokości 8200 m. Wtedy to wspólnie z Dobrosławą Miodowicz-Wolf (dla przyjaciół - Mrówka) odmówiły napisania oświadczenia o przejściu do innej ekspedycji, jakiego zażądał kierownik... Janusz Majer, który obecnie jest szefem komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2.
Urodzona 10 lipca 1949 roku w Warszawie Czerwińska przyznała, że w swej karierze osiągnęła wiele, ale kończyć ją będzie z wielkim niedosytem, "tak jak sportowiec, który ma medale ze wszystkich możliwych zawodów, jednak nie ma tego najważniejszego - olimpijskiego złota".
"Moim marzeniem, ba, moją obsesją stała się najpiękniejsza według mnie góra Ziemi, jaką jest K2, którą próbowałam zdobyć w czterech próbach - w latach 1982 (z Wandą Rutkiewicz), 1984 (cztery baby w składzie z Mrówką), 1986 z Leszkiem Cichym i Darkiem Załuskim oraz w 2010 z Bogusławem Ogrodnikiem" - wyliczyła.
Przyznała też, że kilkakrotnie otarła się o śmierć, a jednym z tych, który podał jej rękę był... Urubko.
"Denis twierdzi, że uratował mi życie na Lhotse (8516 m) w 2001 roku, chociaż wydawało mi się wtedy, że zeszłabym do namiotu o własnych siłach, mimo ogromnego zmęczenia, wyczerpania. On się zerwał, widząc, w jakim jestem stanie, no i faktycznie mi pomógł. Potem była balanga, że się wszystko dobrze skończyło, a z pierwszego spotkania z Denisem mam bardzo dobre wspomnienia, był przesympatyczny" - wspomniała zdobywczyni sześciu ośmiotysięczników.